Jeszcze tydzień temu na szczycie w Hanowerze Angela Merkel, Francois Hollande, Matteo Renzi i David Cameron poparli apel Baracka Obamy o zakończenie rozmów nad przełomowym Transatlantyckim Partnerstwem na rzecz Handlu i Inwestycji (TTIP) jeszcze przed odejściem prezydenta z Białego Domu w styczniu przyszłego roku. Teraz staje się jednak jasne, że chodziło o niewiele więcej niż grzecznościową deklarację wobec amerykańskiego przywódcy.
– Wstrzymanie negocjacji jest dziś najbardziej prawdopodobnym scenariuszem – oświadczył otwarcie francuski sekretarz ds. handlu zagranicznego Matthias Fekl. – Powodem jest podejście Amerykanów. Potrzebujemy wzajemności. Tymczasem Europa wiele proponuje, a otrzymuje w zamian w tych negocjacjach bardzo mało. To jest nie do przyjęcia – dodaje.
Prywatny arbitraż
Agnes Benassy-Quere, dyrektor Rady Analiz Ekonomicznych (CEA) przy premierze Francji, tłumaczy „Rz": – Francja zawsze była krajem protekcjonistycznym, szczególnie gdy u władzy jest lewica. Teraz jednak rząd jest zaangażowany w niezwykle trudną reformę rynku pracy, od której zależy zwycięstwo socjalistów w wyborach prezydenckich w przyszłym roku. Dlatego wszystkie inne tematy sporne, a takim jest dla francuskiej opinii publicznej TTIP, są odkładane na bok.
Ujawniony na początku tego tygodnia przez Greenpeace projekt porozumienia potwierdza wiele obaw Francuzów w sprawie porozumienia z USA. Zabrakło w nim klauzuli dopuszczającej stosowanie przez kraje europejskie surowszych norm ochrony środowiska i zdrowia. Wypadła także „zasada ostrożności", która pozwala poszczególnym państwom Wspólnoty na wprowadzenie zakazu stosowania technik, które nie są do końca rozpoznane. Przykładem są rośliny genetycznie zmodyfikowane. Ujawnione dokumenty pokazują także przemożny wpływ wielkiego biznesu na przebieg rokowań, podczas gdy opinia publiczna od trzech lat nie jest w stanie uzyskać wiarygodnych informacji o treści uzgodnień.
– Dla Francja największym problem jest zapis umożliwiający koncernom rozstrzyganie sporów przez prywatny arbitraż, z pominięciem wymiaru sprawiedliwości. To oznaczałoby radykalne ograniczenie wpływu demokratycznie wybranych władz na warunki prowadzenia biznesu – mówi Benassy Query. Jej zdaniem innym problemem jest opracowanie wspólnych norm towarów uznawanych zarówno przez Brukselę, jak i Waszyngton. Ze względu na całkowicie odmienną logikę działania obu stolic ten proces zajmie jeszcze lata, nie miesiące, jak chciałby Obama.