Na początku lutego Aleksander Łukaszenko przekonywał, że Europa nie miałaby szans w starciu z białoruską i rosyjską armią. – Zanim oni się tam obrócą i przyślą tu jakieś wojska, będziemy już stali przy kanale La Manche – mówił. Po ponad dwóch miesiącach rosyjskiej inwazji w Ukrainie białoruski dyktator złagodził swoją narrację. – Nikomu nie zagrażamy i nie zamierzamy zagrażać. Nie będziemy tego robić. Nie możemy grozić, gdyż wiemy, z kim mamy do czynienia. Rozpamiętywanie jakiegoś konfliktu, jakiejś wojenki na zachodzie absolutnie nie jest w interesie państwa białoruskiego – powiedział w czwartek w obszernym wywiadzie, którego udzielił Associated Press. Za sprawą amerykańskiej agencji po raz pierwszy od wybuchu wojny trafił do światowych mediów.
– To dla niego psychologicznie ważny moment. Zachód go nie uznaje za legalnego prezydenta Białorusi, a rozmawiając z czołowymi zachodnimi mediami (wcześniej udzielał wywiadów BBC i CNN – red.) utrwala się w przekonaniu, że świat się z nim liczy – mówi „Rzeczpospolitej” Waler Karbalewicz, czołowy białoruski politolog.
631 rakiet z Białorusi
W rozmowie z AP Łukaszenko wtórował rosyjskiej propagandzie i negował zbrodnie wojenne Kremla nad Dnieprem. Powtarzał też rozsiewane przez Moskwę plotki o tym, że Polska jakoby szykuje się do zajęcia zachodniej części Ukrainy. Winą za cały konflikt obarczał Zachód, w szczególności Stany Zjednoczone. Ale jednocześnie białoruski dyktator dopuścił się wypowiedzi, które nie zostałyby przepuszczone przez cenzurę w Rosji.
Czytaj więcej
Rosyjski przywódca nie ma bliższych, bardziej otwartych ani bardziej przyjaznych relacji z żadnym ze światowych przywódców poza prezydentem Białorusi - stwierdził białoruski dyktator Aleksander Łukaszenko w wywiadzie udzielonym Associated Press.
– Nie myślałem, że ta operacja tak się wydłuży. Nie jestem na tyle zanurzony w ten problem, by powiedzieć, czy to Rosjanom idzie według planu, jak o tym mówią. Jeżeli chodzi o mnie, to mam wrażenie, że operacja się wydłużyła – mówił. W trakcie rozmowy kilkakrotnie zdystansował się od rosyjskiej agresji nad Dnieprem i utrzymywał, że od samego początku „dążył do pokoju”. Z kolei „specjalną operację wojenną” Kremla nazwał „wojną”. Za wypowiedzenie tego słowa publicznie w Rosji grozi odpowiedzialność karna. – Kategorycznie nie tolerujemy żadnej wojny. Robiliśmy i nadal robimy wszystko, by tej wojny nie było. To dzięki mnie rozpoczęły się negocjacje pomiędzy Ukrainą a Rosją – zapewniał. – Nie można mi nic zarzucać. Przypomnijcie Mińsk 1 i Mińsk 2 (chodzi o „porozumienia mińskie” – red.). Robiłem wszystko dlatego, by tam był pokój – mówił i przekonywał, że białoruskie wojska nie biorą i nie będą brały udziału w rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Tymczasem niezależni białoruscy dziennikarze podliczyli, że od 24 lutego do 3 maja z terytorium Białorusi w kierunku Ukrainy wystrzelono 631 rakiet.