Rebelianci (prawie sami radykalni islamiści, ale niezwiązani z tzw. Państwem Islamskim) ogłosili w sobotę, że udało im się przebić pierścień, który wokół ich bastionu we wschodnim Aleppo tworzyła od końca lipca armia Baszara Asada, wspierana z powietrza przez lotnictwo rosyjskie.
Aleppo do wybuchu w 2011 r. wojny domowej było najludniejszym miastem Syrii – z przeszło 2 mln mieszkańców. Znaczna ich część uciekła z miasta. Teraz toczy się tam bitwa, która może mieć decydujące znaczenie dla całej wojny. Aleppo od czterech lat było podzielone prawie stałą linią frontu. Większość miasta i przedmieść jest pod kontrolą rządu, wschodnie dzielnice (w tym stare miasto i bazar) pozostają w rękach rebeliantów, z którymi do dziś dotrwało według różnych danych od 200 do 300 tys. ludzi. Niewielki teren w środku miasta kontrolują oddziały kurdyjskie.
Po domknięciu pierścienia wokół wschodniego Aleppo armia Asada i Rosjanie utworzyli korytarze, którymi mogliby się wydostać cywile i rebelianci po złożeniu broni. A z tymi, którzy by się nie poddali, zapewne zamierzali się ostatecznie rozprawić.
Rebelianci ze wschodniego Aleppo uzyskali jednak pomoc swoich współtowarzyszy z przedmieść. Przez kilka dni atakowali zaciekle wojska rządowe od strony południowego zachodu. I w sobotę, jak twierdzą, udało im się przebić pierścień, czemu rząd w Damaszku zaprzecza.
Dobrze zazwyczaj poinformowane Syryjskie Obserwatorium na rzecz Praw Człowieka (z siedzibą w Wielkiej Brytanii) potwierdziło, że rebelianci zrobili wyrwę w oblężeniu, ale sukces jest kruchy. – Zdobyta droga nie jest bezpieczna – cytowały media zachodnie.