Reklama

Prezydent Turcji o lipcowym puczu

Prezydent Turcji wystawia rachunek za to, że USA i UE za słabo potępiły lipcowy pucz.

Aktualizacja: 14.11.2016 16:41 Publikacja: 13.11.2016 18:24

Fethullah Gülen od 1999 roku mieszka w Pensylwanii w USA. Władze Turcji uważają go za przywódcę orga

Fethullah Gülen od 1999 roku mieszka w Pensylwanii w USA. Władze Turcji uważają go za przywódcę organizacji terrorystycznej FETÖ, która przygotowała lipcowy pucz. I domagają się jego ekstradycji.

Foto: AFP

Recep Erdogan od początku nie ukrywał, że sojusznicy z Ameryki i zachodniej Europy potępili pucz za późno i bez przekonania. Oficjalne amerykańskie poparcie dla demokratycznie wybranego prezydenta pojawiło się kilka godzin po rozpoczęciu zamachu przez wojskowych w Stambule i Ankarze, chwilę później było już jasne, że nieudanego. Można tylko spekulować, jak Zachód przyjąłby obalenie Erdogana, którego polityka jest coraz odleglejsza od zachodnich wzorów i coraz bardziej bliskowschodnia.

Jak Bin Laden

Stosunek do puczu stał się głównym wyznacznikiem stosunków Turcji z innymi krajami. A gdy najważniejszym oskarżonym Ankara ogłosiła muzułmańskiego kaznodzieję mieszkającego w Ameryce Fethullaha Gülena – to stosunki z Waszyngtonem zaczęły w znacznej mierze zależeć od tego, czy zdecyduje się na jego ekstradycję.

Niewiele ponad tydzień przed wyborami prezydenckimi w USA turecki minister sprawiedliwości składający wizytę w Waszyngtonie Bekir Bozdag powiedział to wprost: – Jeżeli Gülen nie zostanie przekazany Turcji, poważnie zaszkodzi to dwustronnym stosunkom.

Minister Bozdag porównał Gülena do Osamy bin Ladena, by jeszcze bardziej uzmysłowić gospodarzom – którzy robili przecież wszystko, by wymierzyć sprawiedliwość szefowi Al-Kaidy – jak ważna to sprawa dla Turcji. Administracja Obamy podchodziła do kwestii ostrożnie, podkreślała, że czeka na dowody.

Tureckie władze z radością przyjęły zwycięstwo w USA Donalda Trumpa. A z jeszcze większą deklarację jego doradcy, emerytowanego generała Michaela Flynna, znanego z kontrowersyjnych wystąpień w mediach Kremla. Gen. Flynn zadał retoryczne pytanie, jak Ameryka by przyjęła informację, że bin Laden po zamachach z 11 września 2001 roku spokojnie mieszka sobie w tureckim kurorcie. Zasugerował przekazanie Gülena Turcji, która powinna być teraz priorytetem w amerykańskiej polityce zagranicznej.

Reklama
Reklama

Problem polega na tym, że w przeciwieństwie do bin Ladena Gülen do organizacji zamachu się nie przyznał. Nawet go potępił. Do opinii publicznej nie dotarły też żadne dowody. Jedynie spekulacje, że Gülen dał sygnał swoim zwolennikom w wojsku, występując w nagraniu wideo w ubraniu przypominającym mundur. Minister sprawiedliwości twierdzi, że podczas przesłuchania kilku puczystów przyznało, że dostali rozkaz od mieszkającego w Ameryce wpływowego kaznodziei. Ale śledztwo od początku budzi wątpliwości. Do dowodzenia juntą miał się przyznać czterogwiazdkowy generał Akin Öztürk, potem jednak wszystkiego się wyparł, co go nie uratowało – nadal siedzi w więzieniu, zdegradowany i wymazany z Najwyższej Rady Wojskowej. Öztürk przedstawił się też jako ten, który zwalczał w armii „równoległe struktury" podporządkowane Gülenowi. Wielu aresztowanych wojskowych to bez wątpienia güleniści, ale mogli zorganizować pucz nie na rozkaz kaznodziei, lecz po to, by ratować skórę, wiedzieli, że są na liście do zwolnienia, a niektórzy i do aresztowania.

Od nieudanego zamachu stanu jutro upłyną dokładnie cztery miesiące. Przez ten czas Turcja bardzo się zmieniła. Rozliczenia z prawdziwymi i domniemanymi puczystami, i wszelkimi innymi prawdziwymi i domniemanymi wrogami, przeorały krajobraz polityczny kraju. Rozbita została prokurdyjska partia HDP. Około 100 tysięcy urzędników straciło pracę, za kraty trafiło ponad 37 tysięcy ludzi. Zakazem działalności objęto 370 organizacji pozarządowych.

Steinmeier do Ankary

Tureckie władze tropią też zwolenników Gülena w Europie. I starają się zdobywać coraz większe wpływy wśród emigrantów z Turcji. W sobotę przeciwko tym wpływom i przeciwko polityce „dyktatora" Erdogana protestowało w niemieckiej Kolonii ponad 20 tysięcy pochodzących z Turcji Kurdów i alewitów (tureckich szyitów).

Prześladowania Kurdów, opozycji, dziennikarzy są ostro krytykowane w Niemczech. A mimo to we wtorek do Turcji, po raz pierwszy od czasu puczu, udaje się szef MSZ Frank-Walter Steinmeier. Obiecał kilka dni temu w Bundestagu, że nie będzie ukrywał, iż Berlin nie godzi się na rozprawę Erdogana z przeciwnikami politycznymi.

Bez Turcji Niemcy i cała UE nie powstrzymałyby fali imigrantów z Bliskiego Wschodu. Jeżeli Erdogan zerwałby porozumienie w tej sprawie, to dziesiątki tysięcy przybyszów pojawiłyby się w Europie w czasie kampanii wyborczej we Francji, Holandii i Niemczech. I temat imigracji by ją zdominował, zwiększając szanse populistów w samym jądrze UE.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1395
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1394
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1393
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1392
Świat
„Rzecz w tym”: Kamil Frymark: Podręczniki szkolne to najlepszy przykład wdrażania niemieckiej polityki historycznej
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama