Wczoraj (6.01.2004 - przyp. red) otwarte zostało oficjalne brytyjskie śledztwo w sprawie śmierci księżnej Diany i jej przyjaciela Dodiego al-Fayeda. Postępowanie policyjne rozpocznie się jednak najwcześniej za rok. Do tego czasu brytyjscy śledczy i prawnicy będą musieli zapoznać się z aktami sprawy zgromadzonymi przez francuskich kolegów.
To, że Diana była przekonana o istnieniu spisku, ujawnił niedawno w książce były kamerdyner księżnej Walii Paul Burrell. Cytował posiadane przez siebie listy księżnej, w których wskazywała ona osobę planującą zamach na jej życie. Burrell nie wymienił jednak jej nazwiska, napisał jedynie, że chodziło o wysoko postawioną osobę z rodziny królewskiej.
Dopiero wczoraj dziennik "Daily Mirror", który zapłacił Burrellowi 300 tysięcy funtów za wyłączność na posiadane przez niego informacje, ujawnił, że Diana miała na myśli swojego byłego męża księcia Karola. Sam Burrell wyraził niezadowolenie z powodu ujawnienia tożsamości oskarżanej przez Dianę osoby.
Dotychczas przyczyny wypadku, do którego doszło w 1997 roku w Paryżu, badała tylko policja francuska. Teraz brytyjscy prawnicy będą musieli zapoznać się z ponad sześcioma tysiącami stron materiału dowodowego zebranego przez Francuzów. Nie będą jednak mieli prawa wzywać świadków z Francji. Oficjalna konkluzja przeprowadzonego tam śledztwa mówi, że wypadek spowodował szofer Diany, który jechał za szybko i był pod wpływem alkoholu i środków antydepresyjnych.
Spekulacje na temat spisku pojawiły się niemal od razu po śmierci Diany. Mohamed al-Fayed, ojciec Dodiego, żądał podjęcia śledztwa. Jego zdaniem Dianę i Dodiego zamordowały brytyjskie służby specjalne na zlecenie księcia Filipa, teścia Diany. Decyzja władz brytyjskich o rozpoczęciu śledztwa nie ma jednak nic wspólnego z żądaniami al-Fayeda. Jak wyjaśnili prawnicy - trzeba było poczekać, aż swoje śledztwo zakończą Francuzi.