Prezydent Francji Emmanuel Macron twierdzi, że bez masowego wyjazdu Polaków na Wyspy nie byłoby brexitu. Ale taki exodus z Polski już się nie powtórzy: średnia realna pensja w naszym kraju szybko dogania uposażenie w większości krajów starej Unii.
Powolna śmierć mitu
Mit bogatego Zachodu umiera powoli, szczególnie na polskiej wsi i w miastach poniżej 100 tys. mieszkańców. Agencja Work Service (która sama jest zresztą zainteresowana w podtrzymaniu migracji, bo żyje z pośrednictwa pracy) podaje, że wciąż co piąty Polak planuje wyjazd na stałe za granicę, przy czym w 70 proc. motywuje to wyższymi zarobkami.
Na pierwszy rzut oka to słuszne rozumowanie. Co prawda, jak podał GUS, w grudniu w sektorze przedsiębiorstw średnia płaca wzrosła w ciągu roku aż o 7,3 proc. (do 4973 zł miesięcznie brutto, co odpowiada 1189 euro), ale wciąż pozostaje ona o wiele niższa, niż wynosiło w tym czasie podobne średnie uposażenie brutto w Niemczech (3730 euro), Francji (2957 euro), Włoszech (2560 euro), Wielkiej Brytanii (2482 euro) czy Hiszpanii (2189 euro).
Jednak w grudniu Eurostat opublikował obszerną analizę cen reprezentatywnego koszyka towarów i usług w 28 krajach Wspólnoty. Wynika z niego, że w Polsce trzeba za ten zestaw zapłacić 54 proc. średnich kosztów w Unii – najmniej ze wszystkich państw członkowskich poza Bułgarią (48 proc.) i Rumunią (52 proc.). W Hiszpanii wskaźnik ten wyniósł 92 proc., we Włoszech 100 proc., w Niemczech 103 proc., we Francji 108 proc., w Wielkiej Brytanii zaś aż 122 proc.
Dla Polaków, którzy wyjeżdżają do tych krajów na parę miesięcy i godzą się na fatalne warunki mieszkaniowe i oszczędzanie na każdym kroku, byle wrócić z jak największymi oszczędnościami, o tych różnicach w cenach można do pewnego stopnia zapomnieć.