Dowództwo rosyjskiej marynarki wojennej nagle ogłosiło rozpoczęcie serii ogromnych ćwiczeń „w celu ochrony rosyjskich interesów na oceanach, a także przeciwdziałaniu wojskowym zagrożeniom Rosji”.
W styczniu i lutym z portów wyjdzie 140 okrętów, wspartych 60 samolotami i dronami. Marynarka będzie ćwiczyć na wszystkich akwenach wokół Rosji (również na Pacyfiku). Ponieważ marynarzom towarzyszy kilka tysięcy żołnierzy, eksperci sądzą, że trening obejmie również desanty morskie, w tym na Bałtyku.
Jakby w odpowiedzi Pentagon zapowiedział ćwiczenia okrętów NATO „Neptun Strike” od poniedziałku na Morzu Śródziemnym z udziałem amerykańskiego lotniskowca „Harry Truman”. Flota będzie trenowała m.in. „uderzenia na daleki dystans”. Biały Dom jednak zapewnia, że manewry planowane były już dwa lata temu, a teraz postanowiono je przeprowadzić niezależnie od sytuacji na Ukrainie i ogromnych ćwiczeń floty rosyjskiej.
Wojsko na granicy
Tymczasem na granicę z Ukrainą cały czas nadjeżdżają transporty z rosyjskim sprzętem i żołnierzami. Ukraiński wywiad sądzi, że jest ich już 106 tys., a łącznie z lotnictwem i okrętami krążącymi przy ukraińskich wybrzeżach 127 tys. W porównaniu ze styczniem ubiegłego roku trzykrotnie zwiększyła się liczba lotów zwiadowczych rosyjskich samolotów wzdłuż granicy.
W sumie znajduje się tam około 50 tzw. batalionowych grup taktycznych (czyli batalionów wzmocnionych czołgami, artylerią i innymi oddziałami wsparcia). Jeszcze w sierpniu ubiegłego roku rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu mówił, że w jego armii jest 168 takich „grup”, zdolnych do natychmiastowego działania, co oznacza że jedna trzecia rosyjskich oddziałów pierwszego rzutu znajduje się w pobliżu Ukrainy.