W sobotę podczas zamieszek w centrum stolicy zginęło osiem osób, a ponad 130 zostało rannych. Wśród ofiar są cywile i policjanci. 17 funkcjonariuszy trafiło z ranami postrzałowymi do miejscowych szpitali. 15-tysięczny tłum żądał uwolnienia kandydata w wyborach prezydenckich Lewona Ter-Petrosjana osadzonego w areszcie domowym. Demonstranci rzucali w policję kamieniami i koktajlami Mołotowa. Funkcjonariusze odpowiedzieli strzałami w powietrze i gazem łzawiącym.
Petrosjan zaapelował do swoich zwolenników, by nie wychodzili na ulice. – Nie chcę żadnych ofiar i zamieszek między policją i niewinnymi ludźmi. Proszę, byście się rozeszli. Nasze siły są nierówne i jesteśmy okrążeni przez wojsko – powiedział manifestantom w jego imieniu przywódca partii Republika Aram Sarkisjan.
Prezydent Koczarian oskarża zwolenników opozycji o użycie broni palnej. Zagroził, że jeśli protesty będą toczyć się dalej, spotkają się ze stanowczą odpowiedzią ze strony władz. Decyzję o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w stolicy, który ma obowiązywać do końca marca, poparł parlament ormiański, który w trybie pilnym zebrał się na posiedzeniu. Według rosyjskiej telewizji Vesti centrum Erewanu przypomina oblężoną twierdzę otoczoną kordonem policji. Ulice patrolują czołgi. Setki żołnierzy pilnują budynków rządowych.
Watykan odwołał przyjazd do Armenii sekretarza stanu kardynała Tarcisio Bertonego. Do ogarniętego kryzysem kraju Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) wysłała mediatora. Fiński dyplomata Heikki Talvitie będzie próbował nakłonić do negocjacji władze i opozycję, która nie uznaje wyników wyborów prezydenckich i zarzuca władzom rażące łamanie ordynacji wyborczej. Protesty opozycji nie ustają od 19 lutego.
Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła wtedy, że premier Serż Sarkisjan uzyskał 52 procent poparcia, a kandydat opozycji Lewon Ter-Petrosjan zaledwie 21,5 proc. Przeciwników rządu nie przekonują oceny obserwatorów OBWE, że głosowanie odbyło się zgodnie z demokratycznymi zasadami.