Najpierw do ataku przyznał się palestyński Hamas. – Bierzemy pełną odpowiedzialność za tę operację. To była naturalna odpowiedź na izraelskie zbrodnie – powiedział przedstawiciel grupy. Dwie godziny później Hamas wycofał się jednak z tego oświadczenia.
Według innej wersji zamachowiec miał być związany z libańskim Hezbollahem. A atak miał być aktem odwetu za śmierć Imada Mugniyaha, jednego z przywódców organizacji, zabitego miesiąc temu w Damaszku. O jego zabójstwo oskarżono Mossad.
Rodzina zamachowcy, 25-letniego Ala Abu Daima ze wschodniej, arabskiej, Jerozolimy, twierdzi, że nie był on powiązany z żadną organizacją. W piątek na jego tradycyjnym namiocie pogrzebowym umieściła zarówno flagę Hamasu, jak i Hezbollahu.
Członkowie rodziny przedstawiają go jako „spokojnego, religijnego chłopca”. Pracował jako kierowca, prawdopodobnie właśnie w szkole, którą zaatakował. Izraelska policja zatrzymała w piątek kilku mężczyzn należących do jego rodziny, narzeczoną i sąsiadów.
Gdy palestyńska rodzina opłakiwała swojego „męczennika”, w zachodniej, żydowskiej, części miasta tysiące osób wzięły udział w pogrzebie jego ofiar. – To dla nas bardzo ciężki moment. Nikt nie rozumie, dlaczego doszło do tej tragedii. Zarówno ofiary, jak i inni uczniowie mają po kilkanaście lat i nie mieści im się w głowie, dlaczego ktoś chciałby ich śmierci – mówił przedstawiciel szkoły.