Robert Levinson zniknął bez śladu 8 marca zeszłego roku na irańskiej wyspie Kisz w Zatoce Perskiej. Mimo iż od roku nie ma od niego żadnej wiadomości, jego rodzina wciąż wierzy, że żyje. W niedzielę zorganizowała „wiec nadziei” w jego rodzinnym mieście Coral Springs na Florydzie. Uczestnicy wiecu podpisali petycję do ajatollaha Alego Chameneiego. Mają nadzieję, że duchowo-polityczny przywódca Iranu pomoże im odnaleźć 60-letniego chorego na cukrzycę Levinsona.
Ekspert ds. Iranu dr Patrick Clawson z waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskowschodniej uważa, że to dobra metoda wywierania łagodnej presji na Teheran. – Nawet jeżeli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. Ali Chamenei w przeszłości nieraz interweniował w podobnych przypadkach – mówi Clawson w rozmowie z „Rz”.
Według rodziny 60-letni emerytowany agent w chwili zaginięcia pracował jako prywatny detektyw. Co robił w Iranie? Na to rodzina nie zna odpowiedzi. Jedna z hipotez głosi, że były agent Amerykańskiej Agencji Narkotykowej (DEA) badał na zlecenie amerykańskich koncernów tytoniowych drogi przemytu papierosów z Iranu do USA. Tak twierdzi David Belfield, amerykański konwertyta na islam, który w 1980 roku zamordował w USA irańskiego dysydenta, a dziś ukrywa się w Iranie pod nazwiskiem Dawud Salahuddin.
Mężczyzna utrzymuje, że 8 marca 2007 spotkał się z Levinsonem w jednym z hoteli na wyspie Kisz. Miał mu pomóc nawiązać kontakty z irańskimi władzami. Spotkanie zostało przerwane przez przedstawicieli irańskich służb, którzy mieli zabrać Belfielda ze sobą. Potem powiedziano mu w hotelu, że Levinson wyjechał.
Amerykański Departament Stanu podejrzewa władze w Teheranie o uprowadzenie byłego agenta. Waszyngton kilkakrotnie występował z prośbą o informacje w tej sprawie. Bez skutku. Dochodzenie utrudnia fakt, że oba kraje od 27 lat nie utrzymują ze sobą stosunków dyplomatycznych.