Specjalna komisja rady wykryła kilka, jej zdaniem, nielegalnych polskich pamiątek. Takich jak rzeźba miecza Szczerbca na grobie pięciu polskich nieznanych żołnierzy na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Zdaniem radnych jest to „symbol militarny”. Za nielegalne uznała też upamiętnienie polskich żołnierzy z września 1939 w Hołosku i Zboiskach (obecnie części Lwowa) i kilku wsiach. Zdaniem szefa komisji Ostapa Kozaka wszystkie te miejsca pamięci powstały bez zgody lokalnych władz.
Formalnym powodem powołania komisji było zniszczenie w kwietniu tego roku przez nieznanych sprawców pomnika ku czci poległych w 1947 roku żołnierzy UPA, wzniesionego na górze Chryszczata w polskich Bieszczadach. Uaktywniła się, gdy 15 lipca Sejm przyjął uchwałę potępiającą mordy dokonane przez UPA na Polakach. Niechętne Polsce działania radnych wciąż się nasilają. Najpierw frakcja skrajnie nacjonalistycznej partii Swoboda próbowała przeforsować uchwałę ustanawiającą dzień ofiar polskiego terroru we wrześniu 1939 roku. Uchwała nie została przyjęta podobnie jak inna, proponowana przez blok Julii Tymoszenko, o ustanowieniu 16 września 2010 roku dniem pamięci ofiar pacyfikacji w Galicji. Poparło ją 57 ze 120 radnych – podał portal Kresy.pl. Wymierzoną w Organizację Ukraińskich Nacjonalistów pacyfikację 415 wsi przeprowadziło w 1930 roku 1000 policjantów i żołnierzy. Zatrzymali 1739 osób, których część – działaczy OUN – później osądzono. Według źródeł ukraińskich zginęło wówczas siedem osób, według polskich – dwie.
– Sądzę, że to akcja podjęta w związku ze zbliżającymi się na Ukrainie wyborami prezydenckimi – mówi o działaniach lwowskich radnych sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. Jego zdaniem wszystkie polskie miejsca pamięci na Ukrainie powstały zgodnie z prawem.
– Na początku lat 90. nie było w Kijowie centralnego urzędu zajmującego się takimi sprawami. Wówczas to władze lokalne dawały zgodę czy to polskim organizacjom z Ukrainy, czy instytucjom z Polski – podkreśla. – Polsko-ukraińska umowa dwustronna mówi, że wymagana jest zgoda organów rządowych, a nie lokalnych – dodaje w rozmowie z „Rz”.
Większość ukraińskich ekspertów podobnie ocenia motywy działań radnych. – Są tym zainteresowani ludzie, którzy chcą zyskać rozgłos, realizują zamówienia Rosji lub pragną otrzymać wyższy stopień w służbach wywiadowczych – mówi „Rz” Antin Borkowski, redaktor naczelny „Gazety po-lwiwsku”. – Udział w takich akcjach deputowanych Bloku Tymoszenki może wskazywać, że otoczenie pani premier buduje nową strategię współpracy z Rosją kosztem współpracy z Polską – dodaje. Switłana Kononczuk z Ukraińskiego Niezależnego Centrum Badań Politycznych potwierdza: – To bezsprzecznie kampania wyborcza. Andrij Stećkiw, deputowany rady miejskiej Lwowa z proprezydenckiej frakcji Nasza Ukraina, uważa, że wyjaśnieniem trudnych kwestii z przeszłości powinni się zajmować nie politycy, ale polsko-ukraińska komisja historyków i naukowców. —Piotr Kościński