– Oddaję do pana dyspozycji przewodnictwo rotacyjne, tak aby mógł pan w odpowiedni sposób pełnić swoją funkcję, nadawać kierunek polityczny Radzie Europejskiej – mówił wtedy premier Zapatero. O dobrej woli przekonywał też dziennikarzy w Brukseli Miguel Moratinos, hiszpański minister spraw zagranicznych. – Hiszpańskie przewodnictwo będzie umiarkowane, dyskretne, ciężko pracujące i wspierające – deklarował. – Nie spodziewam się wielkich konfliktów – mówi „Rz” Piotr Kaczyński, ekspert brukselskiego Centre for European Policy Studies. Według niego w pierwszych miesiącach działania traktatu stały przewodniczący nie będzie się jeszcze czuł bardzo pewnie i Hiszpania będzie mogła odcisnąć swój ślad na unijnych decyzjach.
Według traktatu rotacyjne przewodnictwo ma się zajmować codziennym procesem decyzyjnym w Unii, a więc ministrowie hiszpańskiego rządu będą przewodniczyć i wyznaczać plan prac wszystkich wspólnych rad ministrów, poza ministrami spraw zagranicznych.
Z kolei Van Rompuy ma przewodniczyć Radom Europejskim, czyli szczytom przywódców, oraz reprezentować Unię na zewnątrz. Już jednak widać, że gotów jest na pewne kompromisy. Wszystkie szczyty UE z państwami trzecimi, na przykład z USA czy krajami Ameryki Łacińskiej, odbędą się w Hiszpanii, a nie w Brukseli. Czy funkcję gospodarza będzie tam odgrywał Van Rompuy, czy Zapatero, okaże się w praktyce. Ale ten gest wobec Hiszpanii ma być wyjątkiem. Potem przywódcy krajów trzecich zawsze będą przyjeżdżać na szczyty do Brukseli. Czas działa na korzyść Van Rompuya. Teraz jest takim samym nowicjuszem na czele UE jak Zapatero. Za pół roku będzie już weteranem. Na dodatek od lipca będzie współpracował z rotacyjnym przewodnictwem belgijskim, które z pewnością chętnie usunie się w cień, żeby pozwolić swojemu rodakowi na rozszerzenie kompetencji.
Hiszpanom, przytłoczonym zmianami instytucjonalnymi w Unii, trudno proponować bardzo ambitną agendę. Na pewno będą próbowali ożywić Unię dla Śródziemnomorza – zamrożony projekt współpracy z krajami na południe od Morza Śródziemnego. – Ważne dla nich będą relacje z Ameryką Łacińską – mówi Piotr Kaczyński. Na sztandarze wypisali też kwestię równości płci.
Socjalistyczny rząd hiszpański w ponad jednej trzeciej składa się z kobiet, w tym na tak ważnych stanowiskach jak obrona oraz gospodarka i finanse. Chce teraz wykorzystać przewodzenie w Unii do propagowania haseł równości oraz walki z przemocą wobec kobiet.
Poza tym Hiszpanie będą musieli zająć się najważniejszymi dziś dla Unii problemami: kryzysem gospodarczym oraz negocjacjami klimatycznymi. W tej pierwszej sprawie muszą koordynować polityki narodowe tak, aby kurek budżetowego wsparcia nie został zakręcony ani zbyt szybko (pogłębi się recesja), ani zbyt późno (poszybują deficyt budżetowe). W drugiej sprawie po klęsce szczytu w Kopenhadze będą musieli pokazać, że Europa potrafi przewodzić globalnym negocjacjom. Bo na razie dała się zepchnąć w cień USA i Chinom. – Ich sytuacja jest szczególna. Z jednej strony lider ekologicznych technologii, z drugiej strony ogromne kłopoty z ograniczeniem emisji CO2 do poziomów wynikających z zobowiązań międzynarodowych – zauważa Kaczyński.