– Budowa przez Izrael nowych domów we wschodniej Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu Jordanu [terenach, które według Palestyńczyków mają się znaleźć w granicach ich przyszłego państwa – przyp. red.] podważa obopólne zaufanie i zagraża rozmowom pokojowym – powiedziała Hillary Clinton.

Znaczący jest nie tylko sam fakt, że sekretarz stanu USA skarciła Izrael, ale również to, gdzie do tego doszło. Przemówienie pani Clinton wygłosiła na zjeździe Amerykańsko-Izraelskiego Komitetu Spraw Publicznych (AIPAC). To jedna z najważniejszych organizacji tworzących tzw. żydowskie lobby w USA, którego zadaniem jest promocja interesów Izraela. Do tej pory krytyka tej organizacji, jak i całego lobby, była niezwykle rzadka.

I choć Clinton na koniec zapewniła o „nierozerwalnej więzi”, jaka łączy Izrael i USA, oraz pogroziła Iranowi, nie poprawiło to nastrojów członków AIPAC. Według ekspertów wyraźnie widać, że między strategicznymi partnerami doszło do oziębienia. Wszystko zaczęło się od niedawnej wizyty na Bliskim Wschodzie wiceprezydenta Josepha Bidena. Przybył on tam z misją pokojową. Tymczasem Izrael ogłosił w tym samym momencie, że zbuduje 1,6 tys. domów dla Żydów w arabskiej części Jerozolimy. USA odebrały to jako afront.