Tymi słowami nawiązującymi do skandalicznego komentarza Władimira Putina, który przed rokiem umieściła prasa niemiecka, zakończył swoje wystąpienie na wiecu poświęconym pamięci Anny Politkowskiej Dmitrij Muratow, redaktor naczelny "Nowoj Gaziety".
Przed ogłoszeniem chwili ciszy poprosił zwolenników inicjatora demonstracji Michaiła Kasjanowa, byłego premiera Rosji, a obecnie lidera opozycyjnego Rosyjskiego Sojuszu Narodowo-Demokratycznego (RNDS), o tymczasowe zwinięcie flag partyjnych. - Anna nigdy nie należała do żadnej partii - wytłumaczył.
Po chwili ciszy redaktor opuścił skwer Puszkina w centrum Moskwy, na którym zgromadziło się wczoraj około 700 ludzi. Wielu z nich trzymało portrety zabitej dziennikarki. Nie brakowało też plakatów o treściach ewidentnie politycznych. "Precz z polityczną cenzurą!", "Nie wyborom bez wyboru!" - głosiły.
Krytyka polityki Kremla stała się dominującym obok śmierci dziennikarki tematem przemówień wszystkich kolejnych mówców. -Nie chcę pomagać temu reżimowi w przywróceniu ZSRR - grzmiał z trybuny Michaił Kasjanow. Nawoływał do bojkotu zbliżających się wyborów parlamentarnych, które jego zdaniem "są farsą i jeszcze bardziej pogrążą Rosję w marazmie najgorszego radzieckiego wzoru".
-Podobnie jak w przypadku innych podobnych zbrodni, winni zabójstwa Anny siedzą w gabinetach władzy - przekonywała była dysydentka Ludmiła Aleksiejewa. Podkreślała, że w Rosji nie ujęto na razie zleceniodawcy żadnego morderstwa politycznego.