Potężne sklepienie sali konferencyjnej w podziemiach waszyngtońskiego Hiltona oświetlone jest narodowymi barwami. Wyświetlane na suficie wielkie niebieskie gwiazdy roztaczają w półmroku nieziemską poświatę. Parę tysięcy ludzi w skupieniu wsłuchuje się w słowa modlitwy: – Dziękujemy Ci, Boże, za wszystko, co zrobiłeś poprzez Amerykę dla świata. Dziękujemy Ci za przywódców, którzy działają w Twoim imieniu. Prosimy Cię, byś dał nam mądrość w wyborze nowego prezydenta.Tak zaczyna się coroczny Szczyt Wyborców z Wartościami, nazwany równie dziwacznie jak większość instytucji i imprez amerykańskiej religijnej prawicy. – Jesteście tu, bo wierzycie, że Ameryka to wciąż jeden naród zjednoczony przez Boga. Jesteście tu, bo jesteście Armią Boga – mówi przy aplauzie zebranych jeden z organizatorów.
Media mówią często o religijnej prawicy tak, jakby rzeczywiście była armią. Ale to po prostu oddolny ruch ludzi, których wiara popycha do wspólnego działania. Trzon tego ruchu stanowią ewangelicy, zwani też nowo narodzonymi. Nie jest to grupa łatwa do zdefiniowania czy jednolita. Większość z nich wywodzi się ze zborów protestanckich, ale zdarzają się też katolicy czy anglikanie. Wielu ma za sobą doświadczenie życiowej pustki, oddalenia od Boga i wiary, zanurzenia w grzechu, zagubienia. Fundamentem ich wiary jest doznanie łaski, osobisty kontakt z Bogiem, który niczym olśnienie potrafi odmienić ludzkie życie, napełnić je treścią. Pozwala narodzić się na nowo. Tradycyjne kościoły i zbory są zwykle zbyt statyczne i zmurszałe, by zadowolić ich głód kontaktu z Bogiem. Jedynym autorytetem religijnym jest dla nich zwykle Biblia. Ewangelicy, traktowani w niektórych statystykach jako odrębne wyznanie, inne niż protestantyzm czy katolicyzm, stanowią ponoć jedną czwartą amerykańskiego społeczeństwa, choć trudno jest to dokładnie wyliczyć. Większość czuje potrzebę aktywnego angażowania się w życie społeczne, choć niekoniecznie w politykę.
– Jesteśmy tu, by bronić naszych wartości – mówi Tony Perkins, szef Rady Badań nad Rodziną (FRC), głównego organizatora konferencji. FRC to istniejąca od lat 80. organizacja lobbingowa, której zadaniem jest promowanie politycznych interesów religijnej prawicy w Waszyngtonie. Krytycy często zarzucają jej działaczom, że w kółko mówią tylko o dwóch rzeczach: ochronie życia poczętego i instytucji małżeństwa, jakby nie było innych spraw. Ale – wyjaśnia Perkins – dla ludzi wiary te dwie sprawy są podstawą. – Politykom nie można zawierzyć ochrony tych wartości – podkreśla Perkins, który sam był kiedyś politykiem. – Ale należy na nich wpływać.
W tym roku cała dziewiątka kandydatów ubiegających się o republikańską nominację prezydencką stawiła się na konferencji, by zabiegać o głosy ewangelików. W ciągu ostatniej dekady stali się oni bowiem istotną siłą wyborczą w takich kluczowych dla wyborów prezydenckich stanach, jak Pensylwania, Floryda czy Ohio.
Floryda miała decydujący wpływ na ostateczny wynik w 2000 roku. Już wtedy ewangelicy odegrali znaczącą rolę, ale ich wielka chwila nadeszła cztery lata później, gdy administracji Busha udało się zmobilizować do głosowania rekordową ich liczbę. Rozstrzygające starcie odbyło się w Ohio, gdzie ewangelicy tłumnie poszli do urn, by głosować w referendum w sprawie stanowego zakazu małżeństw gejów, a przy okazji – na Busha.