– Na środowym posiedzeniu rządu nie będzie omawiana sprawa tzw. widocznego znaku – zapewnił nas pragnący zachować anonimowość rozmówca z Kancelarii Angeli Merkel. Przedyskutowanie projektu z Polską oznaczałoby jego europeizację.
Widoczny znak jest wspólnym projektem partnerów koalicyjnego rządu. Chcieliby oni utworzyć w Berlinie miejsce pamięci przymusowych wysiedleń. Nie wiadomo, czy sprawa trafi jeszcze w tym roku pod obrady koalicyjnego gabinetu ministrów, jak wcześniej planowano.
O przesunięcie terminu ogłoszenia przez Niemcy koncepcji upamiętnienia wysiedleń zabiegał niedawno w Berlinie wysłannik premiera Donalda Tuska Władysław Bartoszewski. Niemcy nie kryją, że zależy im na udziale Polski w kontrowersyjnym projekcie. Dlatego przychylili się do polskiej prośby.
– Nikt w Berlinie nie zamierza walić głową w mur, doskonale zdając sobie sprawę, że Polska nigdy nie zaakceptuje bezpośredniego udziału pani Eriki Steinbach w upamiętnieniu wypędzeń – twierdzi Steven Bastos, ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej. Jest on przekonany, że niemieccy politycy obecnie gorączkowo się zastanawiają, jak wyłączyć szefową Związku Wypędzonych z udziału w zarządzaniu przyszłym miejscem pamięci.
– To kluczowa sprawa. Z drugiej strony Berlin zamierza dać polskiemu rządowi nieco cza-su na przemyślenie obecnej koncepcji widocznego znaku twierdzi Bastos.