Z inicjatywą wystąpiła współrządząca Węgierska Partia Socjalistyczna (MSZP) premiera Ferenca Gyurcsanya. – Legalizacja tych związków będzie pomocą dla miliona żyjących bez ślubu ludzi – przekonywał premier Gyurcsany.
Pary homoseksualne po zarejestrowaniu związku będą miały m.in. prawo do dziedziczenia, wspólnego rozliczania podatków i uzyskają dostęp do informacji o stanie zdrowia partnera. Najważniejsza rzecz, której odmawia im ustawa, to prawo do adopcji dzieci.
Za przyjęciem kontrowersyjnej ustawy głosowało 185 deputowanych rządzącej koalicji MSZP i Związku Wolnych Demokratów (SZDSZ). Przeciw było 154 posłów prawicy. Niektórzy deputowani Fideszu po głosowaniu wykrzykiwali: „Hańba!”. Inni opuszczali salę posiedzeń, trzaskając drzwiami.
– To absurdalny pomysł o tragicznych konsekwencjach społecznych – oburzał się szef Klubu Parlamentarnego Fideszu Tibor Navracsis. Tylne wyjście z gmachu Zgromadzenia na plac Kossutha zostało otoczone przez policję, która musiała chronić posłów przed grupami demonstrantów. Z ankiet przeprowadzonych w listopadzie 2007 roku przez węgierski dziennik „Magyar Hirlap” wynika, że przeciw związkom homoseksualnym opowiada się aż 70 procent Węgrów.
Ustawę skrytykował węgierski episkopat. Uznał, że jest niezgodna z nauką Kościoła, uderza w rodzinę i sprzeciwia się prawu naturalnemu. – Węgierska konstytucja mówi, że tylko związek kobiety i mężczyzny może tworzyć wspólnotę małżeńską i tylko taka wspólnota dobrze służy poszczególnym członkom społeczeństwa i przekazywaniu życia – stwierdził sekretarz episkopatu biskup Andras Veres.