Rząd mówi o wolności religijnej, ale jej nie ma

Joseph Kung, prezes Fundacji imienia Kardynała Kunga i bratanek zmarłego w 2000 roku przywódcy chińskiego Kościoła podziemnego. Fundacja, z siedzibą w USA, działa na rzecz rozwoju Kościoła i wolności religii w Chinach

Publikacja: 25.05.2008 06:38

Rząd mówi o wolności religijnej, ale jej nie ma

Foto: Archiwum

Rz: Jak ocenia pan sytuację katolików w Chinach: jest dziś lepsza niż kilkadziesiąt lat temu czy gorsza?

Joseph Kung:

– To zależy, kogo spytać. Naprawdę trudno to ocenić, wiadomo jednak, że prześladowania Kościoła nie ustały. Ich natura zmieniła się w porównaniu z tym, co było kilkadziesiąt lat temu. Nie mówimy już o mordowaniu księży, tak jak przed półwieczem. Nie mówimy też o oficjalnych wyrokach 30 czy 40 lat więzienia, jakie zapadały w latach 50.

Ale na przykład władze nie wypuściły na wolność wszystkich więzionych duchownych. Są biskupi, którzy znajdują się w więzieniu od tak dawna, że nie wiemy nawet, czy jeszcze żyją. Nie ma z nimi żadnego kontaktu. Chiński rząd mówi o wolności religijnej, ale z pewnością takiej wolności tam nie ma. Gdyby spytać o to przedstawicieli chińskiego rządu, to pewnie powiedzieliby, że ci ludzie nie znaleźli się w więzieniu z powodu swych poglądów, ale dlatego, że złamali prawo.

Należałoby ich spytać: jakie prawo? To bardzo kiepska wymówka. Duchowni i wierni są wedle widzimisię władz wsadzani za kratki, bez procesu i bez informowania nikogo o tym, gdzie są przetrzymywani. Lokalne biuro do spraw wyznań może skierować człowieka do obozu pracy nawet do trzech lat. Dzieje się to poza wymiarem sprawiedliwości, bez udziału sądu. Co więcej, są ludzie, którzy są w ten sposób przetrzymywani dłużej niż trzy lata. Biskup Han Dingxiang, który zmarł w areszcie w zeszłym roku, był więziony bez wyroku sądu przez prawie osiem lat. A w ciągu paru godzin po śmierci został skremowany – potajemnie, bez wiedzy rodziny, której nie dano szansy pochowania go po chrześcijańsku. Tak jakby chcieli ukryć coś przed rodziną. Jednocześnie władze chińskie mówią o swobodach religijnych, dialogu z Watykanem, a ostatnio o idei olimpijskiej.

Czy prześladowania dotyczą też zwykłych wiernych?

Tak, a przez areszty przewija się ich tak wielu, że nie jesteśmy w stanie nadążyć z monitorowaniem. Bardzo trudno ich policzyć. Ludzie są zamykani, wypuszczani, znowu zamykani. Wystarczy, że nie należy się do tak zwanego patriotycznego, czyli oficjalnego Kościoła, lecz do podziemnego, którego msze odbywają się potajemnie w prywatnych domach. Wystarczy, że ktoś doniesie, że uczestniczyłeś w takiej mszy i że bezpieka się o tym dowie. To jest wbrew prawu. Mogą w każdej chwili po ciebie przyjść, nawet w trakcie mszy.

Brak publicznej przestrzeni do modlitwy to wielki problem wiernych w podziemnym Kościele. Wokół nich stoi wiele pięknych budynków kościelnych, ale wszystkie należą do oficjalnej organizacji. Czasem nieco inaczej wygląda to na wsi, ale tam też nie jest łatwo. Często wierni własnymi siłami i z własnych środków budują tak zwany dom modlitwy, który nie wygląda wcale jak świątynia, lecz jest prostym, skromnym pomieszczeniem. Czynią to albo bez zezwolenia na budowę, albo mając zezwolenie na inny cel użytkowania budynku. Rezultat bardzo często jest taki, że siły porządkowe niszczą budynek, zwykle w ciągu jednej nocy. Dlatego msze odbywają się potajemnie w prywatnych domach albo w odludnych, ukrytych miejscach. Dziesięć lat temu brałem w Chinach udział w mszy koło wysypiska śmieci. Panował straszliwy mróz i kilkaset osób przyjmowało komunię, klęcząc na skutej mrozem ziemi. To było bardzo poruszające.

Jak prześladowania wpływają na rozwój Kościoła?

Gdy komuniści przejęli władze nad Chinami w 1949 roku, w kraju były tylko ponad 3 miliony katolików. Dziś tylko w Kościele podziemnym jest ponad 10 milionów wiernych. W oficjalnym – dalsze 4 miliony. Kościół rośnie, bo ludzie mają wiarę. Czym więcej prześladowań, tym ta wiara silniejsza. Bardzo ważne jest też to, czego dokonali w Chinach przed nastaniem ludowej władzy misjonarze. Mimo że zostali wygnani lub zginęli męczeńską śmiercią, ich praca do dziś przynosi niezwykłe plony, tradycja, jaką stworzyli, przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.

Wspomniał pan o Kościele oficjalnym i podziemnym. Z własnego doświadczenia w Chinach wiem, że czasem one się przenikają, czasem trudno określić, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi.

To zależy, w jakim regionie kraju, choć moim zdaniem oba te ciała częściej pozostają od siebie oddzielone, niechętnie się ze sobą łączą. Są takie miejsca, jak Qiqihar w prowincji Heilongjiang, gdzie działa biskup Wei Jingyi. Tamtejszy Kościół podziemny jest co prawda nielegalny, ale działa dość otwarcie i utrzymuje kontakty z Kościołem oficjalnym. Ale to dość rzadka sytuacja.

Bardziej typowe jest to, co dzieje się w wiosce Donglu w prowincji Hebei – najsłynniejszym sanktuarium maryjnym w Chinach. Około dziesięciu lat temu władze zniszczyły stare sanktuarium. Zmobilizowano setki żołnierzy, którzy zrównali je z ziemią. Dziś stoi tam tylko mała chatka. Nieopodal stoi wielki kościół oficjalny. Raz do roku do Donglu zjeżdżają tysiące wiernych – i wszyscy gromadzą się wokół chatki, nikt nie idzie do wielkiego gmachu, jaki postawiły władze.

Oba Kościoły pozostają w dużej mierze odrębne i będzie tak dopóty, dopóki władze nie zaprzestaną prześladowań. Co więcej, Kościół oficjalny musi powiedzieć otwarcie i publicznie, że jest wierny nie tylko rządowi chińskiemu, ale także Ojcu Świętemu. To podstawowy dogmat Kościoła. I choć papież ujawnił, że większość biskupów Kościoła oficjalnego została przez niego uznana, to aby znaleźć się w pełnej jedności z resztą Kościoła powszechnego, biskupi ci muszą sami otwarcie, publicznie wyznać, że tak właśnie jest. Jak dotąd nie słyszałem o żadnym takim przypadku. Po cichu wielu mówi: zostałem uznany przez Ojca Świętego, ale głośno żaden nie chce tego powiedzieć. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka.

Jaki wpływ na Kościół w Chinach ma długotrwała separacja od reszty Kościoła? Słyszałem obawy, że grozi mu powolna degeneracja.

Jeszcze 20, 30 lat temu to pewnie była prawda. Dlatego zresztą Watykan dał Kościołowi podziemnemu specjalne uprawnienia. Ale mocą zeszłorocznego listu papieskiego uprawnienia te zostały wycofane. W dobie Internetu nie można bowiem mówić o izolacji. Kościół podziemny wie dokładnie, co robi i mówi Watykan.

A kwestia właściwej edukacji duchownych?

Kościół podziemny ma własne seminaria. Co więcej, bardzo wielu seminarzystów wysyłanych jest na studia na Zachód – do Rzymu i nie tylko. Zaczęło się to ponad dziesięć lat temu, więc już teraz mamy w Chinach wielu magistrów, nawet doktorów teologii, którzy wrócili do kraju, by nauczać w podziemnych seminariach.

Jak pan widzi szanse na porozumienie między Chinami i Stolicą Apostolską?

Sam fakt, że istnieje stały kontakt między Pekinem i Watykanem, jest istotny. Jest to dialog niezbyt owocny, trudny, ale istnieje. Kiedyś o takim dialogu nie było mowy, nie było żadnej komunikacji, co prowadziło do wielu nieporozumień. Ale do ugody wciąż jest bardzo daleko. Chodzi przede wszystkim o zasady, których nawet papież nie może zmienić. Na przykład władze chińskie domagają się, by papież zrezygnował z prawa do mianowania biskupów. Ale to niemożliwie, nie może być chińskiego wyjątku. Nie może też być mowy o nawiązaniu relacji, dopóki nie zostaną wypuszczeni z więzień i oczyszczeni z zarzutów wszyscy duchowni.

Rz: Jak ocenia pan sytuację katolików w Chinach: jest dziś lepsza niż kilkadziesiąt lat temu czy gorsza?

Joseph Kung:

Pozostało 98% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021