Irlandczycy nie stanowią nawet procentu populacji całej UE, ale to właśnie oni zdecydują, czy Wspólnota będzie miała nowy traktat. Irlandia jest jedynym krajem, w którym dokument musi być przyjęty w referendum.– Wierzę, że zwycięży irlandzki zdrowy rozsądek – przekonywał wczoraj premier Brian Cowen, który przed referendum wyruszył w podróż autobusem oblepionym plakatami zwolenników nowego traktatu. – Zasłużyliśmy na lepszy traktat – kontrował jego oponent Gerry Adams, były przywódca IRA, a teraz lider partii Sinn Fein.
W Irlandii poparcie partii politycznych dla traktatu jest ogromne: zarówno rząd, jak i większość opozycji mówią „tak”. Ale wielu ich wyborców uwierzyło przeciwnikom dokumentu, którzy ostrzegają, że po jego przyjęciu Irlandii grożą wysokie podatki dla firm, zniesienie neutralności kraju, a nawet promowanie aborcji i eutanazji. Zwolennicy traktatu uważają te argumenty za absurdalne. Nie potrafili jednak wywołać entuzjazmu wśród społeczeństwa, ponieważ dokument nie zawiera zrozumiałych dla przeciętnych ludzi idei, tylko jest zestawem poprawek instytucjonalnych.
– Niskie poparcie w sondażach odzwierciedla rosnącą podejrzliwość wszystkich Europejczyków. Integracja staje się dla nich niezrozumiałym projektem politycznym realizowanym za plecami zwykłych obywateli – mówi „Rz” Philip Whyte, ekspert londyńskiego Centrum Reformy Europejskiej (CER). Podobnie uważa premier Luksemburga Jean-Claude Juncker. Irlandzcy przeciwnicy traktatu argumentują, że po jego wejściu w życie Unia stanie się mniej demokratyczna.
W tym czasie, gdy Irlandia przygotowywała się do referendum, kolejne kraje – Finlandia, Estonia i Grecja – przyjęły traktat (w sumie ratyfikowało go już 18 państw). Debatowała też o nim brytyjska Izba Lordów. Ale jeśli Irlandia powie „nie”, dokument przepadnie, ponieważ aby zaczął obowiązywać, konieczna jest jednomyślność.
– Trzymam kciuki, wierzę w wygraną. Zdecydują ludzie, a nie sondaże – mówił „Rz” Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych w Parlamencie Europejskim, w przeszłości wielki przeciwnik nowego systemu głosowania wprowadzonego przez traktat lizboński.