Morgan Tsvangirai przeszedł wraz z Robertem Mugabe do drugiej tury wyborów prezydenckich. Postanowił jednak zrezygnować. Decyzję podjął ze względu na groźby i stale narastającą przemoc. Niedawno zginęło co najmniej 70 osób z kręgu jego współpracowników, a wczoraj około 300 zwolenników MDC szukało schronienia w ambasadzie RPA w stolicy Zimbabwe - wcześniej przebywali w siedzibie partii, ale opuścili ją po nalocie policji.
Tsvangirai powiedział swoim partyjnym kolegom, że jeśli muszą głosować - by ochronić przed atakami siebie i swoich bliskich - to niech to zrobią. Dzień głosowania określił jednak "dniem upokorzenia" dla całego kraju.
Rządzący nieprzerwanie od 28 lat Robert Mugabe zdecydował, że wbrew naciskom międzynarodowym, apelom o odłożenie głosowania i rezygnacji głównego rywala z opozycji Morgana Tsvangiraia, wybory odbędą się zgodnie z planem.
- Dzisiejsze wybory to fikcja, a wynik będzie podobnie niewiele wart i pozbawiony sensu - oceniła rzeczniczka Komisji Europejskij.
Włoski minister spraw zagranicznych Franco Frattini zaapelował do krajów Unii Europejskiej, aby wycofały swoich ambasadorów z Zimbabwe.