Nelson Mandela, były prezydent RPA i przywódca Afrykańskiego Kongresu Narodowego, od lat znajdował się na amerykańskiej liście terrorystów. Razem z nim inni członkowie kongresu, w tym obecny szef MSZ.
Zapis ten pochodził jeszcze z czasów zimnej wojny, gdy w RPA panował system apart-heidu. Biały rząd zdelegalizował wówczas kongres i uznał go za organizację terrorystyczną. – To żenująca sytuacja – powiedziała amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice, apelując o usunięcie zapisu. Sytuację tę zaczęły też wypominać zachodnie media.
„W ostatni weekend Mandela był gościem honorowym podczas gigantycznego koncertu w Londynie, który zorganizowano z okazji jego 90. urodzin. W Hyde Parku zgromadziło się 64 tysiące ludzi, a miliony oglądały transmisję w telewizji. W tym czasie jego nazwisko wciąż znajdowało się na amerykańskiej liście terrorystów” – podśmiewał się australijski portal ABC News. I dalej: „Nawet Korea Północna zdołała usunąć swoich ludzi z tej listy”.
We wtorek – 14 lat po tym, jak Mandela został wybrany na prezydenta RPA – George W. Bush podpisał ustawę, która pozwala usunąć go z terrorystycznej listy. „Nelson Mandela nie stanowi już zagrożenia terrorystycznego” – odnotował natychmiast magazyn „Foreign Policy”, żartując, że Bush zrobił Mandeli urodzinowy prezent.
Oznacza to, że pierwszy czarnoskóry prezydent RPA bez problemów będzie mógł teraz jeździć do USA. Dotychczas za każdym razem potrzebował specjalnego zaświadczenia z Departamentu Stanu USA, że nie jest terrorystą.