Kilka lat negocjacji Waszyngtonu z Brukselą, a także z poszczególnymi stolicami, nie przyniosło rezultatów. Amerykanie przekonują, że musi spaść liczba odrzuconych wniosków wizowych.
– Nie można się zgodzić na to, żeby obywatele niektórych krajów trzecich podróżowali do UE bez wiz, a niektórzy obywatele UE nie mogli podróżować bez wiz do tych krajów. Problem ten jest kluczowy z punktu widzenia mechanizmu wzajemności wizowej i będę podejmował działania, aby zagwarantować, że zasada ta jest w pełni szanowana – oświadczył wczoraj Jacques Barrot, unijny komisarz sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Jeżeli nie dojdzie do żadnych zmian, Komisja zaproponuje od 1 stycznia 2009 roku działania retorsyjne – np. tymczasowe przywrócenie obowiązku wizowego wobec obywateli USA korzystających z paszportów dyplomatycznych i służbowych.
Bruksela nie pierwszy raz straszy Amerykanów wprowadzeniem obowiązku wizowego. Zrobiła już tak w zeszłym roku, teraz przypomina, że „istnieją działania odwetowe”. Zdaniem dyplomatów, z którymi rozmawiała „Rz”, taka decyzja jest jednak wysoce nieprawdopodobna. – Dyplomaci i politycy zrobią wszystko, żeby tej broni nie użyć – mówi nieoficjalnie polski ekspert.
Apel Komisji ma uświadomić Amerykanom, że powinni w tym roku zwiększyć liczbę krajów objętych programem bezwizowym. To także element nacisku w negocjacjach o elektronicznym systemie autoryzacji podróżnych. Na razie Waszyngton opracowuje ostateczną jego wersję, Bruksela uważnie się przygląda, czy zawarte w nim wymagania nie będą równoznaczne z systemem wizowym. – Na razie wygląda na to, że nie. Pozwolenie na wjazd będzie bezpłatne i nie będzie wymagało wizyty w konsulacie – mówi nam unijny dyplomata.
Docelowo system będzie obowiązywał także Polaków. Oznacza dodatkowe sprawdzenie podróżnych i konieczność wypełnienia formularza, ale – jak argumentują Amerykanie – ułatwi życie. Dziś podróżny niepotrzebujący wizy jest sprawdzany dopiero na amerykańskim lotnisku, w przyszłości procedurę przejdzie wcześniej i nie będzie narażony na przykre niespodzianki na miejscu.