Dyskusję nad traktatem czeski parlament zaczął 9 grudnia ubiegłego roku, gdy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że treść dokumentu jest zgodna z czeską konstytucją. Nadzwyczajna sesja została jednak przerwana i przełożona na 3 lutego. – Nie jesteśmy gotowi do głosowania – mówił wtedy premier Mirek Topolanek.
Czy dziś, zgodnie z planem, głosowanie w Izbie Poselskiej dojdzie do skutku? Tego nie wiedzą nawet sami Czesi. Wiadomo jednak, że do dziś komisje obu izb parlamentu miały zająć ostateczne stanowisko w sprawie traktatu, ale tego nie zrobiły. Komisja Spraw Zagranicznych Izby Poselskiej dwukrotnie przerywała debatę i odłożyła ją do 15 lutego. Swoich debat nie dokończyły też inne komisje. Dlatego przewodniczący Izby Poselskiej Miroslav Vlczek już zapowiedział, że i tym razem debata będzie przerwana.
I właśnie dlatego opozycyjni socjaldemokraci przystąpili do ofensywy. Ich lider Jirzi Paroubek oświadczył w wywiadzie dla „Mlada Fronta Dnes”, że w Czechach mogłoby się odbyć referendum w sprawie traktatu. Ale nie od razu, tylko na przykład jesienią. Bo wtedy, według Paroubka, mogłyby się w Czechach odbyć przedterminowe wybory parlamentarne. Dlaczego?
Plan jest prosty. Lider socjaldemokratów wierzy, że przeciągnie na swoją stronę zbuntowanych deputowanych ODS i razem przegłosują wotum nieufności wobec rządu.– To tylko taki pomysł. My też chcemy, by traktat ratyfikował parlament. Ale rządząca Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS) wyraźnie ma z tym problem.
To wina premiera, który nie chce, by traktat trafił pod głosowanie parlamentu – mówi „Rz” rzecznik socjaldemokratów Ondrej Macura. Socjaldemokraci uważają, że w referendum Czesi głosowaliby za traktatem. Kilka miesięcy temu dokument popierało 50 proc. społeczeństwa, teraz – ponad 60. – Dlatego chcemy pospieszyć rząd i pokazać, że czeska opinia publiczna jest za traktatem – mówi Macura.