Merostwo sugerowało inne miejsce albo ograniczenie spotkania do wiecu. Organizatorzy są oburzeni. – Najpierw Kreml przez dziesięć dni milczy, jakby tego zabójstwa w ogóle nie było, a teraz jeszcze zabrania uczcić ofiary. Nie zrezygnujemy z naszych planów – zapowiada organizacja O Prawa Człowieka.

Markiełow był prawnikiem do zadań specjalnych, przyjmował sprawy, których inni się bali. Reprezentował między innymi rodzinę Czeczenki zgwałconej i zamordowanej przez rosyjskiego oficera Jurija Budanowa, bronił dziennikarki Anny Politkowskiej. Miał wielu wrogów.

– Odmowa zgody na marsz wynika z jakiejś fobii, histerii. Wszędzie dopatrują się pomarańczowej rewolucji, chociaż to zupełny absurd – mówi „Rz” Lew Ponomariow z organizacji O Prawa Człowieka. Wtóruje mu Swietłana Gannuszkina z Pomocy Obywatelskiej: – Czy Putinowi i Miedwiediewowi trudno powiedzieć, że przykro im, iż człowieka zamordowano w środku miasta? Ale oni się boją umarłych! Boją się ludzi, którzy chcą coś zrobić, takich jak Markiełow, Politkowska, takich jak my.

Do zabójstwa Markiełowa doszło w środku dnia w centrum Moskwy na ulicy Prieczistenka. Zabójca podszedł do prawnika i strzelił mu w głowę. Dziennikarka Baburowa, która towarzyszyła Markiełowowi, została śmiertelnie postrzelona, gdy próbowała zatrzymać sprawcę. Po zabójcy zaginął wszelki ślad.

– To żenujące, że prezydent Dmitrij Miedwiediew przekazał bliskim zamordowanych wyrazy współczucia z poważnym opóźnieniem. Ale i tak wypadło to lepiej niż skandaliczna wypowiedź Putina po śmierci Politkowskiej – mówi Ponomariow. Poprzedni prezydent powiedział, że „swoją śmiercią Politkowska wyrządziła Rosji więcej szkody niż swoimi publikacjami”.