Wysoki rangą przedstawiciel administracji Obamy powiedział wczoraj agencji Reuters, że USA liczą na rosyjską współpracę w tej kwestii. – Jeśli uda się nam działać wspólnie, by odwieść Iran od prac nad bronią nuklearną, bylibyśmy skłonni odpowiednio dostosować tempo prac nad obroną przeciwrakietową w Europie – stwierdził anonimowy urzędnik.
Niektórzy rosyjscy komentatorzy odebrali to jako sygnał, że nowa administracja rozważa całkowitą zmianę podejścia do tarczy. „Ameryka wybrała Rosję” – napisał jeden z rosyjskich portali. Przedstawiciele Departamentu Stanu USA, z którymi rozmawialiśmy, byli jednak bardzo powściągliwi.
– Trudno mówić o jakiejś znaczącej zmianie kierunku. Nigdy nie ukrywaliśmy, że zależy nam na zaangażowaniu Rosji w kwestię irańskiego zagrożenia – mówi „Rz” rzecznik Departamentu Stanu USA Mark Toner.Inny przedstawiciel amerykańskiej dyplomacji wolący zachować anonimowość zwraca uwagę na niedawne słowa sekretarz stanu Hillary Clinton, która dała do zrozumienia, że wiele w kwestii tarczy zależeć będzie od Iranu. – Jeśli irańskie zagrożenie się zmniejszy, rozmieszczenie tarczy nie będzie takie pilne. W tym sensie ciężko mówić o jakimś zwrocie – dodaje nasz rozmówca.
Taką ocenę potwierdza w rozmowie z „Rz” dyrektor Ośrodka Analiz Polityki Europejskiej (CEPA) w Waszyngtonie Wess Mitchell. Zauważa jednak istotną różnicę w porównaniu z podejściem administracji Busha. – Po raz pierwszy Waszyngton w sposób tak wyrazisty łączy obie sprawy: tempo rozmieszczenia tarczy i rosyjską pomoc w wywieraniu presji na Teheran. Dotąd Rosjanie nie mieli żadnego bodźca, by to czynić. Chodzi zatem o stworzenie takiego bodźca – wyjaśnia Mitchell.
To posunięcie Waszyngtonu trudno uznać za zaskakujące. Już w miniony weekend wiceprezydent Joseph Biden potwierdził w Monachium stanowisko powtarzane przez Baracka Obamę podczas kampanii wyborczej: USA będą rozwijać system obrony przeciwrakietowej pod warunkiem, że okaże się on skuteczny i racjonalny ekonomicznie.