Księżniczka w oblężonej twierdzy

300-letni spór o półwysep. Wizyta brytyjskiej księżniczki Anny na Gibraltarze wywołała protesty Hiszpanii, która wciąż rości sobie pretensje do tego terytorium

Publikacja: 06.03.2009 02:48

Gubernator Gibraltaru sir Robert Fulton powitał księżniczkę Annę, która przybyła, aby otworzyć centr

Gubernator Gibraltaru sir Robert Fulton powitał księżniczkę Annę, która przybyła, aby otworzyć centrum medyczne

Foto: AFP

Czerwone budki telefoniczne, charakterystyczne skrzynki na listy, a na rogach ulic „bobbies” – brytyjscy policjanci z jajowatymi hełmami na głowach. Przed budynkami łopoczą Union Jacki, a w barach i restauracjach króluje ryba z frytkami. To jednak nie Leeds czy Manchester, ale oddalony o ponad 1,5 tysiąca kilometrów od Wysp Brytyjskich Gibraltar.

Na niewielkim półwyspie znajdującym się na południowym wybrzeżu Hiszpanii mieszka około 30 tysięcy ludzi. – Jesteśmy częścią Imperium Brytyjskiego i jesteśmy z tego dumni! To się nigdy nie zmieni – mówi Phil Taylor, były żołnierz, obecnie kierowca i przewodnik wycieczek. Podobnie jak większość Gibraltarczyków ma jasną karnację i anglosaskie rysy, a po angielsku mówi z brytyjskim akcentem.

W dwóch referendach, zorganizowanych w 1967 i 2002 roku, niemal wszyscy mieszkańcy opowiedzieli się za utrzymaniem jej obecnego statusu. A więc terytorium zamorskiego Wielkiej Brytanii. Nie podoba się to władzom w Madrycie, które uważają, że mający niespełna 7 kilometrów kwadratowych brytyjski Gibraltar to „przeżytek kolonializmu”.

[srodtytul]Irytująca wizyta[/srodtytul]

Konflikt ten sprawia, że do niedawna mieszkańcy Gibraltaru żyli jak w oblężonej twierdzy. Granica lądowa była zamknięta i na półwysep można było się dostać tylko drogą morską lub lotniczą. Samoloty musiały jednak lecieć okrężną drogą, bo Hiszpania nie godziła się, by przelatywały nad jej terytorium. Nie uznawała też kodu telefonicznego Gibraltaru (00 350) i wprowadziła ekonomiczną blokadę tego terytorium.

Do dziś odmawia mu prawa do posiadania wód terytorialnych, istnienia których nie przewidział traktat z Utrechtu (1713), oddający Gibraltar we władanie Brytyjczykom. Sytuacja zaczęła ulegać zmianie w latach 80.

Dziś granica jest już otwarta, a na Gibraltar codziennie do pracy przyjeżdża 10 tysięcy Hiszpanów. Nie oznacza to jednak, że konflikt został zażegnany. – Hiszpania nadal się nas czepia. Na przykład Gwardia Cywilna szykanuje nas, jak przejedziemy samochodem na tamtą stronę. Jak masz rejestrację z Gibraltaru, zaraz cię zatrzymają i wlepią mandat. A teraz jeszcze wynikła ta historia z księżniczką Anną – opowiada Taylor.

Chodzi o rozpoczętą w środę wizytę członkini brytyjskiej rodziny królewskiej na Gibraltarze. Księżniczka przyleciała, by wziąć udział w uroczystym otwarciu centrum medycznego nazwanego jej imieniem. Informacja o wizycie wywołała oburzenie Madrytu. Hiszpanie złożyli w Londynie oficjalny protest, nazywając wizytę irytującą i niewłaściwą. Oskarżyli również Brytyjczyków o „nieliczenie się z wrażliwością Hiszpanów”. Jeden z parlamentarzystów mówił nawet o „policzku wymierzonym w twarz Hiszpanii”.

[srodtytul]Interes narodowy[/srodtytul]

Mieszkańcy Gibraltaru nie przejmują się jednak tymi protestami. Przypominają, że półwysep jest w rękach Brytyjczyków od trzech wieków i nic nie wskazuje na to, żeby miało to ulec zmianie. – Hiszpanie dobrze wiedzą, że nic nie wskórają. Wielka Brytania nigdy nas nie odda. I nie chodzi tu o żadne sentymenty, tylko o interes narodowy – mówi miejscowy przedsiębiorca Mark Collins.

Gibraltar to bowiem przede wszystkim baza wojskowa, która zapewnia Wielkiej Brytanii kontrolę nad Morzem Śródziemnym. Podczas II wojny światowej baza okazała się bezcenna. Trudno się spodziewać, żeby Londyn dobrowolnie zrezygnował z miejsca o tak wielkim znaczeniu strategicznym.

Jak głosi stara legenda, Brytyjczycy pozostaną na Gibraltarze, dopóki na terenie półwyspu będą żyły słynne gibraltarskie małpy (jedyne małpy żyjące na wolności na terenie Europy). Już raz populacja ta – podczas II wojny światowej – była bliska wymarcia i liczyła zaledwie kilka osobników.

Pamiętając o starej legendzie, Winston Churchill rozkazał jednak, aby lokalne władze zrobiły wszystko, aby uratować populację małp. Dziś jest ich już na Gibraltarze blisko 300 i ciągle przybywają nowe. Brytyjczycy mogą więc spać spokojnie.

[i]Oficjalna strona rządu Gibraltaru[link=http://www.gibraltar.gov.uk]www.gibraltar.gov.uk[/link][/i]

Czerwone budki telefoniczne, charakterystyczne skrzynki na listy, a na rogach ulic „bobbies” – brytyjscy policjanci z jajowatymi hełmami na głowach. Przed budynkami łopoczą Union Jacki, a w barach i restauracjach króluje ryba z frytkami. To jednak nie Leeds czy Manchester, ale oddalony o ponad 1,5 tysiąca kilometrów od Wysp Brytyjskich Gibraltar.

Na niewielkim półwyspie znajdującym się na południowym wybrzeżu Hiszpanii mieszka około 30 tysięcy ludzi. – Jesteśmy częścią Imperium Brytyjskiego i jesteśmy z tego dumni! To się nigdy nie zmieni – mówi Phil Taylor, były żołnierz, obecnie kierowca i przewodnik wycieczek. Podobnie jak większość Gibraltarczyków ma jasną karnację i anglosaskie rysy, a po angielsku mówi z brytyjskim akcentem.

Pozostało 81% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021