– Niech Bóg ma w opiece nasz kraj – tak zakończył wczoraj wieczorem swe krótkie wystąpienie przed Zgromadzeniem Federalnym Christian Wulff. W piątek odbędzie się uroczystość zaprzysiężenia dziesiątego prezydenta RFN i z tą chwilą przystąpi on do wykonywania swych obowiązków przez najbliższe pięć lat. Jak wczoraj zapewniał dążyć będzie do „konsolidacji narodu”.
To była najdłuższa elekcja w historii RFN. Zgromadzenie Federalne złożone z 1244 elektorów, po połowie z posłów Bundestagu oraz delegatów parlamentów landowych, wybrało Christiana Wulffa dopiero w trzeciej, ostatniej rundzie głosowania. Uzyskał wtedy 625 głosów, a więc bezwzględną większość, chociaż wtedy wystarczała już większość zwykła.
Jego główny konkurent pastor Joachim Gauck zdobył w ostatecznym starciu 131 głosów mniej. Sensacją wyborów był jednak fakt, że Christian Wulff nie otrzymał bezwzględnej większości w pierwszych dwóch rundach. Mało tego. Nie zagłosowało na niego kilkudziesięciu elektorów reprezentujących ugrupowania koalicji rządowej, które wysunęły jego nominację, czyli CDU/CSU oraz FDP. „To pachnie puczem wobec Angeli Merkel” – komentowały w media elektroniczne. To właśnie pani kanclerz jako przewodnicząca największego ugrupowania koalicji postawiła na Christiana Wulffa, mając nadzieję, że zostanie wybrany sprawnie i szybko. Stało się inaczej.
– Wynik wczorajszych głosowań traktować trzeba jako żółtą kartkę dla przewodniczącej CDU – powiedział „Rz” Werner Patzelt, politolog związany z CDU. Jego zdaniem kilkudziesięciu elektorów z ramienia CDU/CSU dało wczoraj wyraz swego niezadowolenia z polityki Angeli Merkel, wiedząc doskonale, że niczym nie ryzykują. Głosowania były tajne. Jednocześnie wiadomo było, że kandydat SPD i Zielonych nie ma szans na zwycięstwo gdyż postkomuniści z partii Lewica zapowiadali, że go nie poprą. Mieli swoją kandydatkę, Luc Jochimsen, która w ostatnim głosowaniu wycofała swą kandydaturę, ale elektorzy Lewicy wstrzymali się wtedy od głosu. Nienawidzą Gaucka za konsekwentne rozliczanie agentów NRD-owskiej Stasi w czasach gdy po zjednoczeniu Niemiec, kierował Urzędem ds. Akt Stasi, odpowiednikiem naszego IPN.
Umożliwiło to niezadowolonym z Merkel politykom CDU/CSU wyrażenie swoistego wotum nieufności dla szefowej partii i rządu. – Jakie wyciągnie z tego wnioski nie wiadomo. Widać jednak wyraźnie, że pragnąc zachować swą pozycję w partii musi zapobiec dryfowaniu CDU w lewo i uwzględnić postulaty konserwatywnego skrzydła ugrupowania – twierdzi Patzelt.