Anonimowy bloger odsądził władze od czci i wiary. Na dodatek używając bardzo niecenzuralnych słów. Premier nie oburzył się ani na krytykę, ani na przekleństwa. Przeciwnie, przyznał blogerowi rację i pochwalił talent literacki, porównując go do Maksima Gorkiego.
„Wiecie, dlaczego płoniemy?” – pyta bloger. I sam sobie odpowiada: „Bo ch...”. Jego dacza, opowiada, znajduje się 153 km od Moskwy. Za komunistów, którym zresztą też nie szczędzi epitetów, we wsi były zbiorniki przeciwpożarowe oraz specjalny dzwon, który ostrzegał o żywiole. Gdy przyszła nowa władza, zasypała stawy piaskiem, a na miejscu dzwonu zamontowała telefon, który nie działa. Kiedyś w Rosji byli leśnicy (po zmianach w przepisach cztery lata temu zlikwidowano straż leśną – red.), dzisiaj ludzie są pozostawieni samym sobie.
„Gdzie przepadają nasze pieniądze?” – pyta autor bloga. – Po co te dyskusje o modernizacji i miasteczko innowacji w Skołkowie, skoro nie ma nawet wozów strażackich. Po co po raz kolejny wymyślać rower?”. I kończy desperackim: „Oddajcie mi, k..., mój dzwon!”.
Jakim cudem głos obywatela dotarł do premiera Władimira Putina? List przesłał do rządu szef rozgłośni Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow, żeby – jak tłumaczył – po kilku godzinach ku swemu ogromnemu zaskoczeniu znaleźć w swojej skrzynce e-mailowej odpowiedź. Rzecznik premiera zapewnił go: – Putin chwycił za pióro i własnoręcznie napisał list!
Premier zwraca uwagę, że za komunistów pogoda nie płatała takich figli jak dziś, ale w sumie przyznaje blogerowi rację.