[i]Korespondencja z Brukseli[/i]
Rządy będą mogły blokować strony internetowe zawierające pornografię dziecięcą – postanowili w piątek ministrowie sprawiedliwości UE. – To zamach na wolność w Internecie – twierdzą organizacje pozarządowe, które zamierzają walczyć teraz o poparcie Parlamentu Europejskiego, gdzie trafi dyrektywa. – Jeśli raz politycy dostaną do ręki instrumenty prawne i rozwiną drogą technologię śledzenia i blokowania stron internetowych, to ryzykujemy w przyszłości cenzurę – mówi “Rz” Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon. – Już teraz PiS nawołuje do wyszukiwania w sieci mowy nienawiści wobec tej partii, argumentując, że może prowadzić do zbrodni – podaje przykład. Panoptykon był jednym z sygnatariuszy listu do premiera Donalda Tuska z apelem o sprzeciwienie się proponowanym przepisom. Jak się okazało, bezskutecznie.
– Trzeba się zastanowić, czy walka z pornografią dziecięcą nie jest wartością uzasadniającą ograniczenie wolności słowa – odpowiada na argumenty organizacji pozarządowych Igor Dzialuk, wiceminister sprawiedliwości.
[srodtytul]Blokada do obejścia[/srodtytul]
Eksperci uważają, że blokowanie stron uniemożliwi obejrzenie pornografii dziecięcej przypadkowemu użytkownikowi Internetu. Ale już pedofil będzie wiedział, jak obejść ten zakaz. Może się połączyć z serwerem ulokowanym poza UE, na którym takie strony nie są zablokowane. Może skorzystać z tzw. sieci równoległej TOR, popularnej dziś w działalności wywiadowczej, wśród organizacji pozarządowych, ale także pedofilów – wszystkich szukających anonimowości w sieci. Politycy uważają, że i tak warto.