Ładunek eksplodował o godzinie 16.37 (14.37 czasu polskiego) w hali przylotów, przy stanowiskach odbioru bagażu. Na lotnisku Domodiedowo rozpętało się piekło. „Poparzeni ludzie biegają po hali, błagając o pomoc” – informowały rosyjskie media. Z miejsca, gdzie nastąpiła eksplozja, unosiły się kłęby szarego dymu. „Widziałem, jak wkrótce po eksplozji wyprowadzano rannych. Jeden był cały we krwi, inny miał zakrwawioną koszulę” – opowiadał „RIA Nowosti” świadek zamachu.
Według ostatnich informacji zginęło co najmniej 35 osób, a około 168 zostało rannych. Stan 35 lekarze określają jako bardzo ciężki. Po eksplozji na lotnisko przyjechało około 60 karetek pogotowia. „Rannych nie można zliczyć z powodu gęstego dymu. Strefa przylotów została zamknięta” – donosiło moskiewskie radio. Karetki przewoziły poszkodowanych do szpitali w Moskwie, Domodiedowie, Widnoje, Podolsku. Akcję utrudniały jednak korki na drogach prowadzących w kierunku lotniska.
[srodtytul]Zachować spokój[/srodtytul]
Przed wybuchem na Domodiedowie wylądowały samoloty m.in. z Düsseldorfu, Odessy i Londynu. Pasażerowie tego ostatniego mieli sporo szczęścia, nie doszli do hali przylotów przed wybuchem bomby. Część samolotów zmierzających na Domodiedowo skierowano na dwa inne moskiewskie lotniska – Szeremietiewo i Wnukowo. Skutecznie zapobieżono też wybuchowi paniki na całym Domodiedowie.
– Czekałam na odprawę, gdy doszło do wybuchu. Pytaliśmy pracowników lotniska, co się stało. Z kamiennymi twarzami odpowiadali, że nic, i prosili o zachowanie spokoju – opowiadała jedna z pasażerek, Olga. – Przed nami przyleciał samolot z tadżyckiego Duszanbe. Bardzo długo ich sprawdzano – mówiła.