Do czwartku węgierski rząd miał przesłać Komisji Europejskiej swoje propozycje dotyczące zmian w ustawie medialnej. – Czekamy. Węgierski rząd ma czas do północy – mówiła w ciągu dnia „Rz” Linda Cain z biura prasowego komisarz Neelie Kroes, która z powodu ustawy od kilku tygodni nie daje Węgrom żyć. Kilka godzin później pismo z Węgier dotarło. – Potrzebujemy czasu na analizę proponowanych zmian. Na razie nie możemy ich komentować – mówiła Linda Cain.
Co to za propozycje? Dziś czekała na nie również większość, głównie lewicowych i liberalnych, węgierskich mediów. Nie było jednak żadnych przecieków. – Nic nie wiemy – przyznał w rozmowie z „Rz” Gabor Horvath, wicenaczelny największej w kraju gazety „Nepszabadsag”.
Założona w 1956 roku przez lata była organem partii komunistycznej. Do dziś jest najważniejszą lewicową gazetą na Węgrzech. W ciągu ostatnich tygodni to ona najgłośniej protestuje przeciwko ustawie medialnej. W środę złożyła na nią skargę w Sądzie Konstytucyjnym.
– Uważamy, że ta ustawa ogranicza wolność mediów. Jest niebezpieczna i niezgodna z konstytucją – mówi Horvath. Dodaje, że nie jest tajemnicą, iż jego gazeta popierała komunizm. – Wielu z nas, starszych dziennikarzy, pamięta, jak wtedy na nas naciskano. Dlatego teraz nie chcemy uczyć naszych dzieci, jak czytać między wierszami – mówi.
W Sądzie Konstytucyjnym są już inne skargi na ustawę, ale ta jest pierwszą złożoną przez media. Dotychczas ustawę prawicowego Fideszu zaskarżyli m.in. opozycyjni socjaliści oraz liberalna partia Polityka Może Być Inna. Wszyscy liczą teraz, że sąd potraktuje ich skargę jako jedną i zajmie się nią priorytetowo.