Luiz Inacio Lula da Silva, najpopularniejszy mąż stanu Ameryki Łacińskiej, przywódca, który po ośmiu latach rządów (2003 – 2010) cieszył się w swoim kraju poparciem 80 procent wyborców, został oskarżony przez prokuraturę federalną Brazylii o malwersacje finansowe.
Chodzi o 10,6 miliona listów wysłanych w 2004 roku do brazylijskich emerytów, w których Ministerstwo Spraw Społecznych informowało ich o możliwości skorzystania z nowego rodzaju nisko oprocentowanego kredytu. Może nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że jedyną instytucją upoważnioną do oferowania kredytu był prywatny bank BMG. Rząd zrobił mu reklamę, która kosztowała brazylijskich podatników równowartość 3,5 mln dolarów (koszty wydrukowania informacji i wysyłki).
Zdaniem prokuratury ze społecznego, informacyjnego czy edukacyjnego punktu widzenia wysyłanie listów było bezsensowne. Oprócz reklamowania banku mogło służyć jedynie autopromocji prezydenta i ministra spraw społecznych Amira Lando (również oskarżonego w tej sprawie), którzy podpisali się pod listami. Prokurator żąda od obu polityków zwrotu pieniędzy. Chce, by zablokowano ich konta.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że walka z korupcją i handlem wpływami należała do priorytetów Luli, byłego robotnika metalowca i działacza związkowego. Krytycy lewicowego prezydenta od początku twierdzili, że ludzie z jego otoczenia podejrzanie szybko się bogacą, ale dotąd nikt nie oskarżał o malwer-sacje samego Luli. Gdyby 65-letni polityk został skazany, mógłby utracić prawo do piastowania funkcji publicznych na osiem lat. 1 stycznia Lulę zastąpiła na stanowisku szefa państwa namaszczona przez niego polityk Partii Pracujących 63-letnia Dilma Rousseff. To pierwsza pani prezydent liczącej ponad 200 milionów mieszkańców Brazylii.