Uniwersytet Bayreuth ogłosił wczoraj, że pozbawia tytułu doktorskiego Karla-Theodora zu Guttenberga, uznając tym samym jego dysertację za plagiat. „Dopuścił się poważnego naruszenia zasad rzetelności naukowej. Sam to zresztą przyznał" – brzmiało uzasadnienie komisji promocyjnej uniwersytetu. Kilka dni wcześniej minister zrzekł się tytułu. Zamienił tytuł na karierę – oceniły ten krok niemieckie media, przypominając, że kanclerz Angela Merkel pozytywnie oceniła decyzję ministra, dając wyraźnie do zrozumienia, że pozostanie na stanowisku.
Aferą plagiatową zajął się wczoraj Bundestag. Powodem debaty było podejrzenie, że zu Guttenberg zlecił ekspertom Bundestagu opracowanie analiz na określone tematy, które następnie umieścił w swej pracy, bez zmian oraz bez powoływania się na źródła. – Jest hochsztaplerem, oszukiwał i kłamał – dowodzili wczoraj w parlamencie posłowie opozycji, domagając się dymisji ministra. Ich zdaniem stracił wiarygodność jako polityk i jest „złym przykładem" dla podwładnych.
– Przeceniłem własne siły. Wierzyłem, że jako młody ojciec rodziny zdołam pogodzić działalność polityczną z pracą naukową – usprawiedliwiał się zu Guttenberg.
Jeżeli wierzyć ocenom niezależnych naukowców, cała dysertacja ministra składa się w 72 proc. z tekstów przepisanych z artykułów prasowych, prac naukowych i innych źródeł. Plagiat na taką skalę jest precedensem.
Mimo to popularny i ceniony za swą otwartość, zdecydowanie i zaangażowanie minister nie stracił nic w oczach obywateli. Wręcz przeciwnie. O ile na początku miesiąca zaufaniem darzyło go 68 proc. Niemców, o tyle kilka dni te-mu odsetek ten wzrósł do 73 proc. Jedynie jedna czwarta respondentów sondażu zleconego przez pierwszy program publicznej telewizji jest zdania, że zu Guttenberg powinien podać się do dymisji.