Pierwszy w dziejach RFN premier rządu krajowego z ugrupowania Zielonych, początek politycznego końca kanclerz Angeli Merkel oraz upadek FDP, ugrupowania Guido Westerwellego, szefa niemieckiego MSZ – takie są polityczne rezultaty niedzielnych wyborów do parlamentów Badenii-Wirtembergii oraz Nadrenii-Palatynatu.
Kierowana przez Merkel CDU okazała się po raz kolejny najsilniejszym ugrupowaniem w Badenii-Wirtembergii, konserwatywnym i bogatym landzie, ale po 58 latach nieprzerwanych rządów nie jest już w stanie sprawować dalej władzy. Z pierwszych ocen wynika, że CDU zdobyła 39 proc. głosów, Zieloni – 24,2 proc., SPD – 23,1 proc., a FDP – 5,3 proc.
Historyczny precedens
Wygląda na to, że premierem landu zostanie lokalny przywódca Zielonych Winfried Kretschmann. To historyczny precedens. Zieloni mieli już swych ministrów w rządach landowych i ich przywódca Joschka Fischer był ministrem spraw zagranicznych w rządzie Gerharda Schrödera, ale nigdy nie byli na tyle silni, aby ich przedstawiciel mógł objąć rządy w jednym z niemieckich krajów związkowych. Zieloni są nie od dzisiaj u szczytu popularności, a Fukushima dodała im jeszcze skrzydeł – mówi Gert Lannguth, politolog.
Angela Merkel szykowała się na wybory w Badenii-Wirtembergii od miesięcy, zapowiadając, że będą zasadniczym testem dla jej rządu w dalekim Berlinie. Było to jeszcze przed katastrofą w Japonii, skandalem plagiatowym ministra zu Guttenberga i wydarzeniami w Libii, a także przed ogłoszeniem programu ratowania euro, co kosztować będzie niemieckich podatników minimum 22 mld euro. Każda z tych spraw kosztowała ją utratę sporej części wiarygodności – zwłaszcza paniczna deklaracja po katastrofie w Fukushimie, gdy niespodziewanie dla wszystkich zaordynowała zamknięcie siedmiu niemieckich elektrowni atomowych, które jeszcze nie tak dawno uważała za najbezpieczniejsze na świecie.
Przypomniał jej o tym dawny mentor Helmut Kohl w niedawnym artykule w „Bildzie". Co gorsza, tuż przed wyborami wyszło na jaw, że minister gospodarki Rainer Brüderle (FDP) powiedział przedstawicielom koncernów energetycznych, że zamknięcie elektrowni to manewr wyborczy i wszystko w przyszłości wróci do normy. „Brüderle to nowy zu Guttenberg" – napisał „Bild", nawiązując do skandalu z udziałem byłego ministra obrony.