– Antyaborcyjna kampania na Węgrzech została wstrzymana zgodnie z postulatem wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej – powiedział wczoraj "Rz" Matthew Newman, rzecznik Viviane Reding. – Budapeszt podaje inne powody zdjęcia plakatów, ale jesteśmy przekonani, że nasza interwencja odniosła skutek.
Rząd Viktora Orbana sfinansował kampanię ze środków europejskiego funduszu solidarności Programme Progress. Na ulicach pojawiły się afisze przedstawiające zdjęcie płodu wraz z napisem: "Rozumiem, że nie jesteś na mnie gotowa, ale proszę cię: oddaj mnie do adopcji. Pozwól mi żyć".
Przeciw kampanii zaprotestowała wiceszefowa KE. – Państwa członkowskie nie mogą wykorzystywać funduszy europejskich w celu finansowania inicjatyw antyaborcyjnych. Ta kampania jest sprzeczna z wartościami europejskimi – podkreśliła Viviane Reding. Zażądała natychmiastowego usunięcia plakatów i zagroziła rządowi Viktora Orbana sankcjami finansowymi.
Węgierska opozycja i organizacje feministyczne zaczęły alarmować, że kampania jest pierwszym krokiem na drodze do zaostrzenia liberalnej węgierskiej ustawy aborcyjnej. Rząd temu zaprzeczył. – To nie jest w ogóle kampania antyaborcyjna, tylko proadopcyjna – powiedziała "Rz" rzeczniczka rządu Anna Nagy. – Węgry mają ujemny przyrost naturalny, niedługo będzie nas poniżej 10 milionów. Tymczasem wiele bezdzietnych rodzin czeka na adopcję. Chodzi po prostu o ich wsparcie – zapewniła.
Według sondażu Eurostatu 60 proc. Węgrów popiera obecne prawo aborcyjne. – Społeczeństwo nie jest gotowe na wprowadzenie zakazu aborcji, tak jak na przykład jest to w Polsce. Zresztą wcale o to nie zabiegamy, chcemy tylko uświadomić ludziom wagę ludzkiego życia – mówi Miklós Soltész, sekretarz stanu ds. rodziny i młodzieży.