Wyjąwszy oskarżenia o przelew krwi, Izba Deputowanych pierwszy raz w historii zgodziła się na aresztowanie posła, przeciw któremu prowadzone jest dochodzenie. Chodzi o Alfonsa Papę, byłego sędziego, obecnie deputowanego partii Silvia Berlusconiego Lud Wolności.
We Włoszech można stosować areszt śledczy, gdy podejrzany stanowi zagrożenie dla otoczenia, może zbiec albo mataczyć. Papa nie spełniał żadnego z tych kryteriów, więc jeśli pominąć motywy polityczne, trudno pojąć, dlaczego prokuratura wystąpiła z wnioskiem o areszt. O wiele łatwiej można zrozumieć to, co stało się w Izbie Deputowanych.
Od tygodnia, gdy zarabiający najlepiej w Europie parlamentarzyści przegłosowali ustawę oszczędnościową, zmuszając do wyrzeczeń wszystkich poza sobą, włoskie media codziennie ujawniają olbrzymie zarobki i skandaliczne przywileje wybrańców narodu. Włochy trzęsą się z oburzenia. Gdy więc przyszło w tajnym głosowaniu wydać wyrok na Papę, wszyscy poza jego partyjnymi kolegami głosowali „za", by nie narazić się jeszcze bardziej opinii publicznej. Głosowanie było tajne, więc wielu deputowanych, by mieć żelazne alibi, fotografowało telefonami komórkowymi, jak przyciskają guzik „Si".
Włoscy parlamentarzyści robią wszystko, by odzyskać choć trochę zaufania wyborców. Jedni publikują dokładne sprawozdania, na co wydają zarobione pieniądze. Inni, na razie wyłącznie w mediach, występują z inicjatywami ustawodawczymi. Padły propozycje zakazu finansowania partii politycznych z budżetu państwa, uzależnienia wysokości uposażeń deputowanych od obecności w miejscu pracy czy zredukowania parlamentu o połowę.
Tymczasem dziennik „Il Giornale" ujawnił kolejny skandal. Senat właśnie przychylił się do prośby ONZ sprzed 18 lat (sic!) i przegłosował wniosek o utworzeniu Komisji Propagowania i Przestrzegania Praw Człowieka. Jej przewodniczący ma dostawać 240 tys. euro rocznie, członkowie po 160 tys. euro. Naturalnie jako dodatek do pensji senackiej – minimum 160 tys. euro rocznie.