– Zwykły obywatel zawsze ma wybór – powiedział Władimir Putin w wywiadzie udzielonym redaktorom naczelnym trzech państwowych kanałów rosyjskiej telewizji. Bliźniaczego wywiadu trzy tygodnie temu udzielił tym samym telewizjom Dmitrij Miedwiediew. Podobne były zarówno formuła, jak i treść obu rozmów z mediami. Tak jak wtedy prezydent, teraz premier przekonywał widzów, że rosyjska demokracja ma się dobrze, a wynik wyborów parlamentarnych i prezydenckich nie jest z góry przesądzony.
Zapowiedział jednak, że kierownictwo rządzącej partii Jedna Rosja mogą czekać zmiany. – Najważniejsze jest zaufanie ludzi – podkreślił. I wypowiedział długie zdanie, w którym kilka razy zabrzmiało słowo „jeśli":
– Naturalnie, jeśli Dmitrij Anatoliewicz (Miedwiediew) poprowadzi listę Jednej Rosji, jeśli wyborcy zagłosują na tę listę i uda nam się sformować zdolny do działania parlament, w którym JR zachowa swoją wiodącą rolę, wtedy Dmitrij Anatoliewicz zdoła sformować zdolny do działania rząd...".
Wielu obserwatorów uważa, że postawienie Miedwiediewa na czele list JR mogło mieć na celu umożliwienie odsunięcia go od stanowiska premiera, jeśli partia nie powtórzy sukcesu sprzed czterech lat, kiedy otrzymała 64 proc. głosów.
Znaczną część wywiadu przyszły prezydent poświęcił uzasadnianiu, dlaczego zdecydował się na powrót na Kreml. Powtarzającym się pojęciem była „stabilność". Putin powiedział, że krytycy władzy mówią teraz często, iż „nie może być gorzej". Przypomniał w tym kontekście stan radzieckiej gospodarki ze schyłku lat 80., gdy w sklepach nic nie było.