Bliski Wschód czekał z napięciem na publikację raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na temat reżimu ajatollahów. Rosja i Chiny starały się do ostatniej chwili powstrzymać szefa MAEA Yukiego Amano, by nie zamieszczał w dokumencie wszystkich dowodów. Miało to zapobiec wybuchowi wojny irańsko-izraelskiej.
Choć w chwili zamykania tego wydania „Rz" raport nie został jeszcze opublikowany, jego wnioski przeciekły do mediów. Z danych wywiadowczych, na których oparła się MAEA, wynika, że Iran jest zdolny do wyprodukowania pocisku w ciągu kilku miesięcy. Ma odpowiednie możliwości technologiczne i wszystkie niezbędne komponenty.
Udało się je zdobyć dzięki naukowcom z byłego Związku Sowieckiego, a także Korei Północnej i Pakistanu. To ojciec pakistańskiej bomby atomowej doktor Abdul Khan miał dostarczyć Irańczykom kluczowe informacje. Irańczycy mogą dzięki niemu zbudować głowicę nuklearną, którą można umieścić na pocisku balistycznym.
Oznacza to, że nuklearny program Teheranu jest znacznie bardziej zaawansowany, niż do tej pory sądzono. Wiadomości te wywołały w Izraelu przerażenie. Wizja uzbrojonego w pociski nuklearne Iranu – który otwarcie wzywa do wymazania państwa żydowskiego z mapy świata – jest dla Izraelczyków spełnieniem najgorszych koszmarów sennych.
Od kilku tygodni w izraelskich elitach władzy toczy się dyskusja, na temat rozpoczęcia wojny prewencyjnej z Iranem. Ostateczną decyzję rząd miał uzależniać właśnie od raportu MAEA. – Spokojnie. Od słów do czynów daleka droga – powiedział „Rz" Jossi Melman, znany izraelski dziennikarz i specjalista ds. irańskiego programu atomowego. – Chodzi o wywarcie presji na Rosję, aby zgodziła się na wprowadzenie kolejnych sankcji wobec Teheranu.