Pogłębienie integracji finansowej będzie trudne do zaakceptowania nawet w krajach, które czerpały ogromne korzyści ze wspólnej waluty. Kryzys wzmocnił bowiem eurosceptyków, którzy mają nierzadko decydujący głos w krajowych parlamentach. Nawet jeśli przywódcy UE na szczycie 8 i 9 grudnia zdecydują, że do zwiększenia kontroli nad finansami członków UE nie są konieczne zmiany traktatu i wystarczą międzyrządowe porozumienia, część krajów czeka polityczna burza.
Z sześciu państw (Austria, Niemcy, Francja, Holandia, Luksemburg, Finlandia) o najwyższej wiarygodności kredytowej połowa może mieć kłopoty z zatwierdzeniem pogłębionej integracji. Poważną przeszkodą może być zwłaszcza Holandia, która w 2005 roku odrzuciła w referendum unijną konstytucję.
– Już dawno nie jesteśmy krajem euroentuzjastycznym. Po lewej i prawej stronie sceny politycznej mamy partie, które mówią, że pogłębianie integracji to zdrada. Socjaliści uważają, że zagraża to państwu socjalnemu. A populistyczna prawica, że to rezygnacja z resztek suwerenności – mówi "Rz" dr Andre Krouwel, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie.
W Holandii od zeszłego roku rządzi koalicja chadeków z liberałami. Ale większość w parlamencie ma tylko dzięki taktycznemu sojuszowi z antyimigrancką Partią Wolności Geerta Wildersa, która jest przeciwko jakimkolwiek planom pogłębionej integracji. Dzięki antyunijnej retoryce ugrupowanie szybko rośnie w siłę.
– Liberałowie, widząc, jak łatwo tracą poparcie na rzecz eurosceptyków, też się nie palą do popierania planów pogłębianej integracji – mówi dr Krouwel.