Choć już prawie dwa tygodnie upłynęły od unijnego szczytu zakończonego zawetowaniem przez Londyn pakietu ratunkowego dla eurolandu, naciski na Davida Camerona wciąż przybierają na sile.
Francja, która ostro krytykowała brytyjskiego premiera, a to za wtrącanie się w sprawy euro, a to za to, że chce się trzymać od nich z dala, tym razem zaoferowała Londynowi marchewkę. W niemal pojednawczym tonie rzeczniczka rządu Francji Valerie Pecresse oświadczyła, że „bez najmniejszych wątpliwości Wielka Brytania wesprze Międzynarodowy Fundusz Walutowy, jeśli to samo zrobią pewne kraje G20".
Chodzi o tak zwany skarbiec wojenny – sumę, która pozwoli MFW ratować najbardziej zagrożone państwa strefy euro. Uczestnicy grudniowego szczytu UE ustalili, że w skarbcu musi się znaleźć 200 mld euro. Wielka Brytania jednak odmówiła wsparcia funduszu, tłumacząc, że nie zamierza łożyć na upadającą walutę.
– To słuszne stanowisko – mówi „Rz" brytyjski komentator i publicysta Iain Dale. – MFW jest od ratowania gospodarek, a nie walut. Nikt nie zajął się zwalczaniem przyczyn choroby eurolandu. Walczy się z objawami. Brytyjski udział w tej operacji, dorzucenie dobrych pieniędzy do zatrutej skrzyni, byłby rzucaniem pereł przed wieprze.
Pecresse jest jednak zdania, że Cameron zmieni swoje stanowisko po przedefiniowaniu wpłat do skarbca. – Brytyjczycy nie chcą ratować eurolandu, bo do niego nie należą – przyznaje. – Ale sądzę, że gdyby chodziło o zasilenie MFW, a nie euro, zgodziliby się.