Węgierska policja brutalnie przepędziła posłów opozycji, którzy przykuli się do łańcuchów i zablokowali w ten sposób wejście do budynku parlamentu. Wśród zatrzymanych był Ferenc Gyurcsany, który dwukrotnie stał na czele socjalistycznego rządu, a dziś jest parlamentarzystą.
Były premier został zabrany do samochodu policyjnego, a 11 posłów liberalnego ugrupowania Polityka Może Być Inna (LMP) trafiło do aresztu, gdy tylko cofnięto ich immunitety.
– Na Węgrzech policja może zatrzymać nawet parlamentarzystów, jeśli łamią prawo – wyjaśnia w rozmowie z „Rz" Agoston Mraz, szef budapeszteńskiego prawicowego Perspective Institute. – Protestujący uniemożliwiali pracę parlamentowi, więc wykroczenie było ewidentne.
Gyurcsany i przedstawiciele LMP protestowali przeciwko dwóm ustawom, nad którymi debatował w piątek parlament kontrolowany przez prawicowy Fidesz: o zmianie ordynacji wyborczej i o reformach finansowych. Na pierwszą stanowczo nie zgadzała się opozycja, twierdząc, że proponowane przepisy faworyzują rządzący Fidesz, a przeciwko drugiej protestowała Komisja Europejska, która obawia się ograniczenia niezależności węgierskiego banku centralnego.
– To demagogia, że nowa ordynacja jest korzystna dla Fideszu – przekonuje Mraz. – Będzie korzystna dla wszystkich zwycięskich ugrupowań, bo ułatwi im zdobycie większości parlamentarnej.