Końca dobiegła jedna z najbardziej kuriozalnych karier Europy. Odchodzi 70-letni Umberto Bossi. Charyzmatyczny założyciel i lider Ligi Północnej, wulgarny populista i demagog, potrafił genialnie odczytać, podsycać i politycznie wykorzystać społeczne konflikty Włoch.
Jeszcze w czwartek rano, mimo częściowo sparaliżowanej lewej części ciała, zanim wsiadł do limuzyny, zdążył pokazać zgromadzonym przed jego rezydencją ekipom telewizyjnym gest Kozakiewicza i mimo kłopotów z mówieniem rzucił dziennikarzom: „Wyp...!". Ale o 16.30 na zamkniętym posiedzeniu partyjnej wierchuszki złożył rezygnację z funkcji sekretarza federalnego Ligi Północnej. Poddał się, bo siła rażenia skandalu korupcyjnego i kompromitujących dowodów była zbyt potężna.
Z podsłuchanych przez prokuraturę rozmów telefonicznych i zarekwirowanych w siedzibie Ligi Północnej dokumentów wynika niezbicie, że z funduszy partyjnych, w ogromnej części pochodzących z pieniędzy publicznych przekazywanych we Włoszech partiom w ramach zwrotu kosztów kampanii wyborczej, wyremontował dom, utrzymywał żonę, siostrę, brata, synów.
Okazało się, że partyjny skarbnik rozliczenia tych idących w grube miliony wydatków trzymał w osobnej teczce z napisem „Family". Na jaw wyszły przy okazji ordynarne fałszerstwa dokumentów finansowych, niejasne inwestycje (w Tanzanii i na Cyprze) i pranie brudnych pieniędzy, a nawet związki z mafią. Dla szefa partii, który zrobił zawrotną karierę na antykorupcyjnej retoryce, był to wyrok śmierci. Sam przyznał się tylko do jednego błędu: „Pozwoliłem własnym dzieciom wejść w politykę". Za tymi słowami kryje się wyznanie powszechnego we Włoszech grzechu nepotyzmu. Bossi chciał stworzyć dynastię, promując i zapewniając stanowiska swoim niezbyt rozgarniętym synom.
Od lat korespondenci zagranicznych mediów łamią sobie głowę nad fenomenem Bossiego. Najbardziej zastanawia ich, jakim sposobem tak wulgarny i ksenofobiczny człowiek, który obraził wszystkich – politycznych przeciwników, sojuszników, Kościół, UE, USA – bezczeszcząc i obrażając przy tym święte narodowe symbole jak flaga, hymn, urząd prezydenta i konstytucja, mógł zrobić tak zawrotną karierę. Obalić pierwszy rząd Berlusconiego i dyktować warunki następnym. Pytają też, jak polityk, który ciągle wznosi antypaństwowe i antywłoskie hasła, mógł być przez lata ministrem.
Faktycznie Bossi stwierdził, że włoską flagą się podciera, potem zamówił i rozdał dwie ciężarówki papieru toaletowego w barwach narodowych, a pewnej pani wymachującej włoską flagą poradził, żeby tę szmatę wrzuciła do sedesu. Kilka razy, gdy grano hymn, wychodził, a sam za włoski hymn uznaje arię „Va pensiero" z Nabuko Giuseppe Verdiego.
Nieformalnym, bardzo nośnym hasłem swojej partii uczynił „Roma ladrona, Lega non perdona" (Liga nie wybacza złodziejskiemu Rzymowi), co miało znaczyć, że władze centralne w Rzymie kradną na potęgę, ale Liga Północna dobierze się im do skóry. Jeszcze większą karierę w północnych Włoszech zrobiła podszyta rasizmem retoryka skierowana przeciw mieszkańcom Południa.