Świeżość zmartwychwstania

Z ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem rozmawia Tomasz Terlikowski

Publikacja: 07.04.2012 01:01

Salvatore Rosa „Chrystus Zmartwychwstały”, ok. 1670

Salvatore Rosa „Chrystus Zmartwychwstały”, ok. 1670

Foto: bridgeman art library

Tekst z dodatku Plus Minus

W Wielkanoc wschodni chrześcijanie witają się słowami: „Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał”. A co to właściwie oznacza „Chrystus zmartwychwstał”?

Odprawiałem kiedyś wczesnym rankiem eucharystię w Grobie Pańskim w Jerozolimie. To był Wielki Post, obok mnie dwie, może trzy osoby, bo tam się więcej nie zmieści, a ja odprawiałem mszę świętą o zmartwychwstaniu. I najbardziej z tego zapamiętałem odczucie świeżości. Świeżości „wielkanocnego poranka” pośrodku Wielkiego Postu, świeżości życia pośrodku grobu. Może czegoś takiego doświadczyły tamtego poranka kobiety, uczennice Chrystusa, a potem Piotr, apostołowie, uczniowie z Emaus... Rozbłysku sensu, świadomości tego, że nic na tym świecie nie może zostać uznane za zagubione, że i duch, i materia są dla Boga ważne, a my nie jesteśmy tylko produktem materii.

A co oznacza to zmartwychwstanie dla samej osoby Chrystusa? Czy to zwyczajny powrót do życia, czy jakaś forma ponownego stworzenia, a może odtworzenia w nowym wymiarze Jego postaci?

Dotykamy tu najważniejszego punktu współczesnej apologii chrześcijańskiej. W liberalnym myśleniu teologicznym sprowadza się zmartwychwstanie do przeżycia i doświadczenia uczniów. Zdaniem myślicieli z tego nurtu zmartwychwstanie to w istocie przeżycie zgromadzenia na nowo uczniów i ich subiektywny odbiór pewnych doświadczeń: przeżycia zbawczego wymiaru krzyża, przebaczającej mocy Boga, odwagi w obliczu śmierci i wszystkich okropności świata. Pytanie o obiektywność tego przeżycia jest zaś przez nich odrzucane albo pomijane. A w przekazach nowotestamentowych mamy na pierwszym miejscu do czynienia z innym opisem. Zmartwychwstanie, według nich, dokonuje się przede wszystkim w Jezusie Chrystusie. W Nim dokonuje się coś nowego. To jest ten sam Jezus, który robi wszystko, by pokazać to uczniom. Pokazuje im blizny i ślady męki, spożywa z nimi posiłek…

…ale oni Go nie poznają…

…bo jest w Nim też nowość. On jest nie tylko reanimowany, wskrzeszony, równocześnie jest kimś z innego już wymiaru. Jest tym samym, ale już nie takim samym. Kategorie czasu, przestrzeni już Go nie ograniczają. Może wchodzić przez zamknięte drzwi, może przemieszczać się w niezwykły sposób i jest w jakiś sposób na tyle inny, że niekiedy nie rozpoznają Go uczniowie. Nie rozpoznają, dopóki on nie zechce się im objawić. Inicjatywa leży zawsze po Jego stronie, On, jak opowiedzą, zapiszą, „pozwolił się im zobaczyć”. On, który przebywa już w innej rzeczywistości, przekracza ramy materii, czasu, przestrzeni.

Czy zatem możemy powiedzieć, że wydarzenia związane z objawieniami Zmartwychwstałego dokonywały się obiektywnie, ale nie były faktami czysto empirycznymi, takimi jak wszystkie inne?

Katechizm Kościoła katolickiego ujmuje to niezwykle wyraźnie, stwierdzając, że rzeczywistość zmartwychwstania jest o tyle historyczna, o ile mamy jej konkretne znaki wpisujące się w historię. Chodzi o odkrycie pustego grobu i o kolejne objawienia Chrystusa doświadczane przez wielu świadków. Ale istnieje też wymiar ponadhistoryczny wykraczający poza historię. Bo przecież w historii zetknięto się z okrutną egzekucją na krzyżu, śmiercią, z pogrzebem i z tymi znakami. I nic więcej. Głoszenie jednak obejmuje jednoznaczne świadectwo wiary w zmartwychwstanie, którego – o czym nie można zapominać – nikt przecież nie widział. W ewangeliach, inaczej niż na przykład w apokryficznej Ewangelii Piotra (z ok. 150 r.), nie ma jego opisu. I tu dotykamy tajemnicy. Historia obejmuje pusty grób i doświadczenie spotkania z Chrystusem, które świadkowie starają się wyrazić w nowych terminach, które oczywiście nie mogą objąć całej tajemnicy. Świadkowie mówią tu o wywyższeniu, wejściu w funkcję głowy Kościoła, wyniesieniu Jezusa do chwały nieba, czyli ostatecznie do Boga.

Jednym słowem Chrystus w jedności bosko-ludzkiej, o której mówi jasno sobór chalcedoński, zostaje wyniesiony, włączony wraz ze swoją ludzką cielesnością w wewnętrzne życie Trójcy Świętej?

Tak. Ale, by zacytować św. Augustyna i św. Tomasza, pytanie o to, gdzie i w jaki sposób Jezus Chrystus w tej swojej cielesności się znajduje, to „bodaj najbardziej interesujące i najbardziej niepotrzebne pytanie”. To co nam pozostaje, mówi Augustyn, to myślenie z „szacunkiem i wzniosłością” o godności człowieczeństwa Chrystusa. I kontemplowanie Go.

Od samego początku istnienia Kościoła wiara i doświadczenie zmartwychwstania były jednak odrzucane. Sami ewangeliści zaświadczają, że pogłoska o tym, że ciało Chrystusa zostało wykradzione przez uczniów, była żywa wśród Żydów. A i później często do niej wracano. Czy da się jakoś racjonalnie uwiarygodnić, że pogłoska ta nie jest prawdziwa?

Mamy znaki wiarygodności tego świadectwa przekazanego nam przez tych, którzy widzieli. I w ich opowiadaniach możemy dostrzec wyraźne wskazówki, że to, o czym świadczą, nie zostało przez nich wymyślone. Ja określam to zaczepami historycznymi, które mogą być oparciem dla naszego rozumu. I dotyczy to choćby świadectwa o pustym grobie. Jest ono często, także współcześnie, atakowane. Hans Küng wręcz uznaje je za zbędne, sugerując, że nawet gdyby ciało zostało w grobie, i tak uczniowie mogliby głosić zmartwychwstanie. Ale przecież to byłoby zupełnie nieprawdopodobne psychologicznie. Jak uczniowie mogliby w Jerozolimie głosić zmartwychwstanie i opowiadać o pustym grobie ludziom, którzy widzieli, że w grobie wciąż ktoś jest? Jak można prosić, by Pan przyszedł, powrócił, skoro On leży w grobie po okrutnej śmierci?

Ale to nie obala argumentu o wykradzeniu zwłok i dorobieniu do niego legendy o zmartwychwstaniu.

Gdyby ktoś chciał wymyślać taką opowieść, nie popełniłby tak podstawowych błędów, jakie popełnili autorzy Ewangelii, i nie wprowadzałby do niej jako pierwszych świadków zmartwychwstania kobiet. Ich świadectwo w środowisku żydowskim i pogańskim było przecież całkowicie pozbawione znaczenia.

W wymyślonej historii zatem, sugeruje ksiądz, nie byłoby takiego kłopotliwego fragmentu, a pusty grób odkryliby Piotr i Jan?

Albo jeszcze lepiej jakiś członek Sanhedrynu, może Nikodem albo Józef z Arymatei, a dopiero potem Piotr i Jan. Kłopotliwość świadectwa kobiet widzimy zresztą także w tekstach ewangelicznych. Tam bowiem, gdzie mamy już do czynienia nie z opowieścią, która wymusza wierność faktom, lecz z pierwszymi wyznaniami wiary, w zasadzie nie ma już mowy o świadectwie kobiet, a na pierwszym miejscu wymieniany jest apostoł Piotr. Kiedy uczniowie wracają z Emaus do Jerozolimy, witani są przez innych słowami, które zdają się już być „okrzykiem wiary” pierwszych wspólnot: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Podobnie jest w listach Pawłowych, szczególnie w przekazanym przez apostoła credo Kościoła jerozolimskiego w jego Pierwszym Liście do Koryntian. Nie mówią już zatem te fragmenty o kobietach, bo mamy tu do czynienia z oficjalnym wyznaniami wiary, dowodami tożsamości chrześcijańskiej. Obawa przed odwołaniem się do świadectwa kobiet nie była zresztą bezpodstawna. Celsus atakował przecież chrześcijan właśnie za to, że zaufali świadectwu „histerycznej kobiety”. Ale presja faktów wymusiła takie, a nie inne słowa w Ewangelii.

Ale i świadectwu mężczyzn nie bardzo chcieli wierzyć niekiedy nawet sami apostołowie. Wystarczy przypomnieć Tomasza…

Obecność i to w niemal wszystkich relacjach ogromnych wątpliwości pozostaje dla mnie kolejnym dowodem prawdziwości ewangelicznej opowieści o zmartwychwstaniu. W historii wymyślonej nie ma miejsca na tak wielką ilość niedowierzania. Tomasz jest tylko zwieńczeniem całego ciągu świadectw niewiary. Gdy kobiety – w Ewangelii Łukasza – opowiadają apostołom o tym, czego doświadczyły, oni uznają to za „czczą gadaninę”. Gdy Mateusz opisuje ostatnie objawienie Chrystusa przed apostołami, również dodaje, że „niektórzy z nich wątpili”. Wątpili, stając z Nim niejako twarzą w twarz. I wreszcie wspomniany apostoł Tomasz, który jasno mówi, że nie uwierzy, dopóki nie zobaczy i nie włoży palca w rany.

… ale nie wkłada…

Nie, bo wystarczyło mu to, że Chrystus znał jego myśli. I po tym spotkaniu następuje najważniejsze chyba wyznanie wiary. Tomasz wyznaje „Pan mój i Bóg mój”. To jest zresztą dowód rodzącego się bardzo wcześnie, w środowisku absolutnie monoteistycznym, boskiego kultu Jezusa. Chrystus jest w nim tajemniczo włączany w kult jedynego Boga. Pierwsi żydowscy chrześcijanie jeszcze nie wiedzą, jak to zrobić, szukają odpowiednich słów, ale jasno oddają mu cześć. A podstawą tego kultu może być tylko doświadczenie zmartwychwstania, które zmusza ich do szukania terminów, słów i wyjaśnień na opisanie rzeczywistości, która jest całkowicie sprzeczna z ich monoteizmem. Tomasz Węcławski tę wiarę w wywyższenie Chrystusa próbuje tłumaczyć psychologicznie, wskazując, że było ono reakcją na dysonans poznawczy, jakiego doświadczali uczniowie, kiedy ich charyzmatyczny przywódca zmarł na krzyżu. Nie potrafiąc się z tym pogodzić, wymyślili wywyższenie. Ale to jest zupełnie niewiarygodne z punktu widzenia ich własnej tożsamości religijnej, w której uznanie kogoś za Pana oznaczało największą z możliwych herezji.

Jeśli dobrze rozumiem, chce ksiądz powiedzieć, że gdyby doświadczenie uczniów, które doprowadziło ich do określenia Chrystusa Bogiem i Panem, było czysto subiektywne, skutkowałoby doktryną bliższą monoteizmowi absolutnemu judaizmu, w której Jezus byłby określany raczej jako istota pośrednia między Bogiem a człowiekiem?

Dokładnie tak. Nie da się też ukryć, że próba budowania nowego typu monoteizmu niekiedy popadała także w takie schematy. W niektórych judeochrześcijańskich tekstach Chrystus jest przedstawiany właśnie jako anioł. Archeologowie odkrywają wizerunki przedstawiające Go jako anioła czy wręcz drabinę Jakubową. Ale od początku też gdzieś głęboko w chrześcijańskiej wierze, jeszcze nie do końca wyrażonej, obecne było przekonanie, że takie przedstawienia nie oddają prawdy o Jezusie, nie są do pogodzenia z tym, czego doświadczyli apostołowie. Trudno więc nie dostrzec, że nie refleksja jest tu pierwotna, ale przeżycie spotkania z niezwykłą rzeczywistością Zmartwychwstałego. Odpowiedzią na to spotkanie jest kult, dla którego później poszukuje się teologicznego wyjaśnienia.

A co z zarzutem stawianym choćby przez wspomnianego już przez księdza Celsusa, że w istocie chrześcijańska wiara w zmartwychwstanie jest jedynie powtórzeniem mitów o odrodzeniu bogów, które występują w innych tradycjach religijnych?

Gdyby ktoś chciał wymyślać taką opowieść, nie wprowadzałby do niej jako pierwszych świadków zmartwychwstania kobiet

Jest całkowicie nietrafny. Tym bowiem, co odróżnia chrześcijaństwo i wiarę w zmartwychwstanie od tych rozmaitych kultów, jest jego „wydarzeniowość” wyrażająca się w ścisłym umiejscowieniu w czasie i przestrzeni. My wiemy, kiedy się to działo, wydarzenia, także znaki zmartwychwstania, są wpisane w ogólniejszą historię. W tej chwili można już nawet na podstawie danych biblijnych określić datę śmierci Chrystusa. Jest to 7 kwietnia 30 roku. W mitach tego wszystkiego nie ma.

Ale i w ewangeliach są różnice. Synoptycy mówią o śmierci w dniu Paschy, a św. Jan o śmierci w przeddzień święta Paschy.

To nie przekreśla historyczności wydarzeń. Można przecież stwierdzić, który z opisów Pasji jest bardziej adekwatny historycznie. I dzisiaj większość biblistów uznaje, że ten Janowy. Jan zresztą jest zadziwiający, jeśli chodzi o historyczność, wbrew temu, co przez lata się o nim mówiło. On korzysta z tradycji jerozolimskiej, która jest bardzo stara. I którą – na przykład świadectwo o tym, że grób, w którym złożono Jezusa, był nowy – potwierdza teraz świadectwo archeologów.

To archeolodzy też mają coś do powiedzenia o historyczności zmartwychwstania?

Oczywiście. Dysponujemy już obecnie dość dokładnymi badaniami archeologicznymi Bazyliki Grobu Pańskiego. A z nich wynika jednoznacznie, że została ona wzniesiona w miejscu, w którym mimo wielu zawirowań historii trwała pamięć Grobu Pańskiego. Grobu, który rzeczywiście był nowy i znajdował się w miejscu, w którym w I wieku istniała żydowska nekropolia. Ale nawet nie samo istnienie tego grobu jest najważniejsze, ale pytanie o to, co w grobie zostało. Bo z opisu Jana wynika, że Piotr (w jego przypadku poświadcza ten fakt także Łukasz) i Umiłowany Uczeń zobaczyli na ziemi leżące płótna. A Ewangelia Janowa uzupełnia, że gdy do grobu wszedł Umiłowany Uczeń i zobaczył znajdujące się tam płótna, „to uwierzył”.

Cóż zatem oni tam ujrzeli, że uwierzyli?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przyjrzeć się słownictwu, które jest zastosowane do tego opisu. Jan wprost pisał, że płótna były – tu trzeba posłużyć się greką – keimena. Biblia Tysiąclecia tłumaczy ten zwrot jako „leżące”, ale można też tłumaczyć go odmiennie, jako „rozpostarte”, „wyciągnięte”, „opadłe”. Co chciał powiedzieć przez takie sformułowanie Jan? Być może to, że tkaniny, które owijały ciało Jezusa, gdy tego ciała już nie ma, wyglądają tak, jakby owo ciało przez nie wypromieniowało. Dotykamy tu kwestii całunu turyńskiego i jego powstania, odciśnięcia wizerunku Ukrzyżowanego na tkaninie. I być może to, co powiedziałem o płótnach, jest jakimś tego wyjaśnieniem. Podobnie jest z chustą z Manopello, która przedstawia wizerunek kogoś, kto budzi się do życia. I dlatego, choć potrzebne są jeszcze szczegółowe badania, mamy prawo spoglądać na oba te wizerunki jako na pewne znaki uwiarygodniające naszą wiarę i wskazujące na jej historyczność.

 

 

kapłan diecezji płockiej, teolog, kierownik Sekcji Teologii Fundamentalnej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Autor wielu książek m.in. „Apologia pokolenia JP II”, „Medytacje z Herbertem”, „Tajemnica Jezusa”.

Tekst z dodatku Plus Minus

z marca 2008

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021