Restrykcje nałożone na import koreańskich aut zrobią być może wrażenie na związkowcach Peugeota, ale nie pomogą francuskiej gospodarce.
François Hollande nie urzęduje jeszcze nawet trzech miesięcy, a prezydenckie pomysły reanimowania francuskiej gospodarki podatkami, subsydiami i regulacjami już zmierzają w przewidywalnym kierunku. Bezrobocie przekracza obecnie 10 proc., a Peugeot w zeszłym miesiącu dołączył do szeregu firm planujących spore zwolnienia we Francji, tłumacząc się wysokimi kosztami pracy i ostrą konkurencją z Korei Południowej.
Szybka burza mózgów w elitach władzy i Paryż znajduje lekarstwo na ocalenie francuskich miejsc pracy: protekcjonizm. Komisja Europejska potwierdziła przedwczoraj, że „otrzymała pismo od władz francuskich, domagających się wprowadzenia środków nadzoru nad importem aut z Korei Południowej", które jest obecnie „uważnie analizowane".
Jeśli Bruksela i inne rządy unijne wyrażą na to zgodę, europejscy importerzy samochodów będą musieli wystarać się o szczegółowe informacje rynkowe od władz poszczególnych krajów przed sprowadzeniem jakiegokolwiek auta z Korei. To mógłby być pierwszy krok do przywrócenia taryf importowych i innych ceł na auta koreańskie, od których UE zaczęła odstępować w zeszłym roku po podpisaniu umowy o wolnym handlu z Seulem.
Lekarstwem na ocalenie francuskich miejsc pracy ma być protekcjonizm