Korespondencja z Nowego Jorku
Była szefowa doradców ds. bezpieczeństwa narodowego, a następnie sekretarz stanu podczas prezydentury George?'a W. Busha, zaatakowała dyplomację USA za jej słabą reakcję na wydarzenia na Bliskim Wschodzie, w tym na arabską wiosnę, która zmiotła kilka reżimów w Afryce Północnej. Przypomniała także o tym, że Chiny wyprzedziły Stany Zjednoczone pod względem wartości wymiany handlowej. Jej zdaniem pod rządami demokraty (którego nie wymieniła z nazwiska) Ameryka zrobiła zbyt mało, aby wybić się na energetyczną niezależność. Co jednak znamienne, nie wspomniała ani słowem o Afganistanie.
Przywództwo USA
– Nie możemy się zastanawiać, czy chcemy być liderami, ani nie możemy przewodzić (światu), pozostając w tyle – mówiła do rozentuzjazmowanego tłumu. – Mitt Romney i Paul Ryan odbudują nas od środka i pomogą nam w odbudowie przywódczej roli za granicą. Odpowiedzą na pytanie: W jakim miejscu znajduje się teraz Ameryka? – powiedziała Rice.
Wystąpienie Rice, która jest Afroamerykanką, miało dla kampanii trzy cele: zjednać wyborców czarnej mniejszości, kobiecego elektoratu oraz pokazać, że republikanie nie oderwali się od intelektualnych elit Ameryki. Była sekretarz stanu, która wykłada obecnie na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii, dała wcześniej do zrozumienia, że będzie gotowa przyjąć stanowisko w przyszłej administracji Mitta Romneya. Kolega Rice Robert Zoellick, który pełni w sztabie wyborczym republikanów rolę koordynatora ds. polityki zagranicznej, sugeruje, że mogłaby ona znów pokierować amerykańską dyplomacją lub Pentagonem.
Konserwatywni obserwatorzy polityczni spekulują także, że w przypadku porażki republikanów w 2012 roku wystąpienie byłej sekretarz stanu podczas konwencji może być dla niej trampoliną do ubiegania się o prezydenturę za cztery lata. Rice do tej pory konsekwentnie odmawiała ubiegania się o jakiekolwiek wybieralne stanowisko.