Pochodzący z zajętego przez Ormian Górskiego Karabachu Ramil Safarow uczestniczył w roku 2004 w kursie organizowanym w ramach Partnerstwa dla Pokoju w budapeszteńskiej Akademii Wojskowej. Wszedł wtedy w konflikt z armeńskim sierżantem Gurgenem Margarianem, który podobno znieważył azerbejdżańską flagę narodową (choć żaden świadek tego nie potwierdził).

Safarow zamordował Ormianina w akademiku uczelni, zadając mu liczne ciosy nożem i odrąbując głowę ofiary siekierą. Za popełnione ze szczególnym okrucieństwem zabójstwo sąd w Budapeszcie skazał Safarowa na karę dożywotniego więzienia. W ubiegły piątek Safarow został nieoczekiwanie zwolniony z węgierskiego więzienia i przewieziony do Baku. Zgodnie z oświadczeniem rządu w Budapeszcie ekstradycja odbyła się na mocy konwencji strasburskiej z 1983 r., a strona azerbejdżańska dała gwarancję, że skazany będzie nadal odbywał karę zgodnie z sentencją wyroku.

Tymczasem zanim samolot z Safarowem na pokładzie zdążył wylądować w Baku, prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew w trybie nadzwyczajnym ułaskawił go. Safarowa witano jako bohatera narodowego, a na jego cześć odbyła się demonstracja poparcia. Minister obrony Safar Abijew awansował go na stopień majora i przyznał mu mieszkanie.

Ekstradycja wywołała powszechne zdziwienie, choć dla ekspertów nie było tajemnicą, że w tej sprawie od roku toczyły się zakulisowe rozmowy, którym patronował sam prezydent Alijew. Departament Stanu USA wydał komunikat, w którym wyraża swoje „zaskoczenie” i obawy co do konsekwencji decyzji Budapesztu. Nie jest tajemnicą, że morderstwo popełnione podczas kursu pod auspicjami NATO niezmiernie oburzyło Amerykanów.
Jeszcze bardziej oburzeni są Ormianie. W Erewanie odbyła się antywęgierska demonstracja, podczas której spalono flagę Węgier, a prezydent Serż Sarkisjan poinformował o zerwaniu wszelkich stosunków z rządem w Budapeszcie.

– Władze Węgier popełniły wielki błąd. Formalnie miały prawo podjąć decyzję o ekstradycji, ale powinny zdawać sobie sprawę z następstw takiego kroku. Sytuacja uległa radykalnej zmianie – żadnego dialogu w sprawie rozwiązania konfliktu ormiańsko-azerskiego nie będzie – mówi „Rz” Stepan Grigorian, były dyplomata, szef Centrum ds. Globalizacji i Rozwoju w Erewaniu.

Węgrzy mogą się zapewne spodziewać problemów także w relacjach z bardzo wpływowym – zwłaszcza we Francji i w USA – międzynarodowym lobby ormiańskim (nawet w ławach parlamentarnych Fideszu zasiada dwóch posłów pochodzenia ormiańskiego).
Węgierscy komentatorzy zauważają, że na decyzję Budapesztu wpływ mogły mieć kalkulacje ekonomiczne. Rząd Viktora Orbána zabiega o dobre kontakty z bogatym w ropę i gaz Azerbejdżanem. Węgierskie firmy mogą się też spodziewać szerszego otwarcia rynku azerbejdżańskiego (o zlecenia walczą tam np. przedsiębiorstwa budowlane). Tymczasem inwestycje Węgier w Armenii to tylko kilka przedsięwzięć w przemyśle farmaceutycznym.
W obliczu zaostrzenia konfliktu niejasne pozostaje na razie stanowisko Rosji, która formalnie popiera Armenię (wojska rosyjskie posiadają tam dużą bazę w Giumri), a jednocześnie od 2009 r. sprzedaje sporo broni Azerbejdżanowi, z którym zwiększa też wyraźnie obroty handlowe.

- współpraca Tatiana Serwetnyk