W programie wyborczym ugrupowania przyjętym na odbywającej się w Charlotte w Karolinie Północnej konwencji ugrupowania znalazło się m.in. poparcie dla małżeństw homoseksualnych. Potwierdzono także nieskrępowane prawo do aborcji na życzenie.
To historyczny moment – po raz pierwszy w historii USA jedna z głównych partii politycznych włączyła do swojego programu postulat zmiany definicji małżeństwa. Po pierwszych reakcjach środowisk katolickich widać, że jest to jednak ryzykowna strategia, która może drogo kosztować Baracka Obamę.
Zwykle programy wyborcze partii politycznych zatwierdzane podczas konwencji unikały zawierania skrajnych stanowisk w drażliwych kwestiach społecznych. Powód był oczywisty – nie chciano zrażać umiarkowanego elektoratu, przerzucającego poparcie z kandydatów jednej partii na drugą. - Te wybory nie sprowadzają się jednak do prostego wyboru między dwoma kandydatami lub dwiema partiami politycznymi, ale dwiema fundamentalnie różnymi wizjami naszego kraju i naszych rodzin – można przeczytać w partyjnym programie.
Poparcie dla aborcji na życzenie "niezależnie od możliwości zapłacenia za zabieg" nie było już niespodzianką. Wspomnieli o tym także (podobnie jak o prawie zawierania związków z kim się chce i kogo się kocha), główni mówcy pierwszego wieczoru konwencji – uważany za wschodzącą gwiazdę demokratów burmistrz teksaskiego San Antonio Julius Castro oraz Pierwsza Dama Michelle Obama. Nie to jednak było motywem przewodnim ich przemówień. Oboje przekonywali, że to obecny prezydent kieruje się prawdziwą troską o los klasy średniej, czyli zwykłych Amerykanów, w odróżnieniu od Mitta Romneya, który ich zdaniem ma dbać przede wszystkim o interesy własne i ludzi bogatych.
Wystąpienie Juliusa Castro miało na celu pozyskanie głosów latynoskiej mniejszości, które i tak gremialnie popiera Obamę. Przemówienie Pierwszej Damy, która zapewniała, że cztery lata prezydentury nie zmieniły w niczym jej męża, adresowane było przede wszystkim do kobiet. Operatorzy kamer wielokrotnie pokazywali autentyczne łzy wzruszenia w oczach wielu z nich, gdy Michelle Obama opowiadała o trudnych warunkach życia, które pozwoliły jej mężowi na docenienie wagi ludzkiej pracy. - Dla Baracka miarą sukcesu jest nie to, ile pieniędzy zarobisz, ale ile dobrego zrobisz dla innych – mówiła Michelle Obama.