Tomasz Deptuła z Nowego Jorku
Tracący znacznie w sondażach Romney w ciągu zaledwie dwóch tygodniu wrócił do wyścigu o Biały Dom. Odrobił w sondażach większość strat, a w niektórych kluczowych stanach wysunął się przed Baracka Obamę. Choć prezydent tym razem odrobił pracę domową i był dużo lepiej przygotowany niż podczas pierwszej debaty, republikanin nie roztrwonił zgromadzonego w ostatnich dniach kapitału. Najważniejszym z nich jest wzrost sympatii wyborców dla Romneya, który pokazał podczas obu debat, że jest człowiekiem, który da się lubić.
Negatywne spoty
To jedna z największych porażek kampanii Obamy, która posługując się negatywnymi spotami wyborczymi, próbowała zniechęcić wyborców do republikańskiego rywala. Tuż przed drugą debatą Romneya pozytywnie postrzegało 51 procent wyborców, a 44 proc. miało o nim negatywną opinię (przed pierwszym telewizyjnym starciem proporcje rozkładały się równo: 47 – 47). Te wskaźniki nie powinny się pogorszyć po debacie na Uniwersytecie Hofstra. Trzeba jednak pamiętać, że na tym polu ciągle przewagę ma Obama, którego pozytywnie postrzega 56 proc. wyborców.
Drugi sukces Romneya dotyczący jego wizerunku to zmiana nastawienia wyborców, którzy zobaczyli w nim kandydata zdolnego do objęcia urzędu prezydenta i posiadającego wizję wyprowadzenia Ameryki z kryzysu. To także efekt zwycięstwa w pierwszej debacie w Denver, utrwalony w nocy z wtorku na środę na Long Island w stanie Nowy Jork.
Nie znaczy to jednak, że Romney ustrzegł się błędów. Choć skutecznie wypominał Obamie błędy jego prezydentury i niespełnione obietnice wyborcze, m.in. w sprawie reformy imigracyjnej, komentatorzy z obu stron sceny politycznej zwracają uwagę na kilka potknięć republikanina. Najważniejszą pomyłką było naciskanie na Baracka Obamę w sprawie ataku na konsulat USA w Benghazi z 11 września 2012 r., w którym zgineli ambasador USA i trzech innych Amerykanów. Był to notabene, obok Chin, jedyny wątek dotyczący polityki zagranicznej, któremu kandydaci poświęcili więcej czasu. Romney uparcie twierdził, że prezydent wskutek porażki służb wywiadowczych długo nie uznawał tego wydarzenia za atak terrorystyczny. Ponieważ przez całą debatę obaj politycy zarzucali sobie mówienie nieprawdy, a moderatorka z telewizji CNN przyznała Obamie rację, powołując się na transkrypt jego konferencji prasowej z Białego Domu, postawiło to Romneya w niekorzystnym świetle, tym bardziej że prezydent ostro zaprotestował przeciwko wykorzystywaniu zamachu z Benghazi i jego ofiar do celów politycznych.