Na 45 miejsc w radzie kandydowało 209 osób z różnych ugrupowań, w większości jednak pochodzących z Moskwy. – Nie wybieraliśmy jakiegoś alternatywnego parlamentu, a jedynie sztab ruchu protestu wobec obecnych władz – wyjaśniał w rozmowie z „Rz" Andriej Piontkowski, opozycyjny politolog i publicysta. – Było wiele opozycyjnych wieców i demonstracji, organizatorzy pojawiali się w znacznej mierze spontanicznie i były później pytania, kogo właściwie reprezentują. A teraz będzie wszystko jasne – dodaje.
Jak podkreśla Piontkowski, opozycji chodzi o to, by najpierw doprowadzić do „pokojowej rewolucji" i usunąć Putina. – A dopiero potem umożliwić społeczeństwu demokratyczny wybór nowych władz – wskazuje.
Wybory odbywały się w bardzo skomplikowany sposób, co zarzucała ich pomysłodawcom spora część opozycji, zwłaszcza na prowincji. 30 członków rady było wybieranych bezpośrednio, a pięciu spośród przedstawicieli trzech sił czy grup politycznych: lewicy, liberałów i nacjonalistów. Zgłosiło się aż 167 tysięcy osób, chętnych do udziału w głosowaniu. Wśród kandydatów było wiele znanych osobistości: bloger Aleksiej Nawalnyj, lider Frontu Lewicy Siergiej Udalcow, współprzewodniczący partii PRP-Parnas Boris Niemcow. Kilka osób wycofało swoje kandydatury, m.in. deputowany do Dumy z ramienia Sprawiedliwej Rosji Ilja Ponomariow.
Głosowanie w Internecie odbyło się ze sporymi problemami. W sobotę dość szybko strona opozycyjnej Centralnej Komisji Wyborczej została zaatakowana przez nie- zidentyfikowanych hakerów. Później co prawda udało się wznowić jej funkcjonowanie, ale na krótko. Przewodniczący komisji Leonid Wołkow oznajmił, że głosowanie zostało przedłużone do poniedziałkowego wieczoru – jeśli trzeba będzie, potrwa jeszcze dłużej.
W niedzielę było nie lepiej. Dziennikarze rosyjskich me- diów opisywali, że nawet jeśli udawało im się wejść na stronę komisji, to oddanie głosu nie było możliwe. Jednym z powodów wszystkich tych problemów był poważny techniczny błąd. Organizatorzy nie umieścili bowiem na stronie tzw. captcha, gdzie trzeba wpisać kod, czytelny właściwie tylko przez ludzi. Bez tego „głosować" mogły tzw. boty. Według Wołkowa organizatorzy cyberataku stworzyli robota, który wysyłał fałszywe głosy i nadmiernie obciążył stronę komisji.