Od kilku dni izraelskie media z niepokojem piszą o sukcesie wyborczym nacjonalistycznej Swobody, która uzyskała ponad 10 proc. głosów.  Wypowiadając się dla ukraińskich mediów, ambasador Din-El podkreślił, że „słyszał z ust lidera Swobody i antysemickie, i na wpół antysemickie wypowiedzi. I to bardzo niemiłe, gdy do władzy w państwie przychodzą takie polityczne siły".

Jak podkreślił, „każdy ma prawo wybierać przedstawicieli tej partii, której chce". Ale jego zdaniem niebezpieczne jest zbliżenie opozycyjnej Batkiwszczyny ekspremier Julii Tymoszenko i właśnie Swobody. Oba ugrupowania porozumiały się jeszcze przed wyborami.

Przywódca Swobody Ołeh Tiahnybok w 2004 r. został wykluczony z frakcji parlamentarnej Naszej Ukrainy Wiktora Juszczenki m.in. za stwierdzenie, że „rosyjscy, moskiewscy okupanci  niszczyli ukraińską ludność i bojowników UPA, (...) enkawudziści, których oficerowie byli głównie Żydami, niszczyli ukraińską ludność i bojowników UPA". A działaczka Swobody Iryna Farion, wybrana właśnie do parlamentu, twierdziła, że istnieje „antyteza swój – obcy, a więc Ukrainiec – Żyd, Niemiec, Moskal".

Społeczność żydowska na Ukrainie wyraziła wielkie zaniepokojenie sukcesem Swobody. Izraelski „Haaretz" cytował jednego z jej działaczy, że Żydzi będą ją zwalczać „wszelkimi legalnymi sposobami".

Tiahnybok przekonuje, że jego partia nie jest antysemicka. – W Izraelu też mogą istnieć nacjonaliści – mówił.